Znaleziono 0 artykułów
05.08.2025

Książka „Śpiew syreny” odkrywa sekrety greckiej wyspy Kalimnos

05.08.2025
(Fot. Getty Images)

W książce „Śpiew syreny” australijska pisarka Charmian Clift opisuje grecką wyspę Kalimnos. Tam zaczęła swoje greckie życie zwieńczone długim pobytem na Hydrze. Polscy czytelnicy znają tę historię z wydanej w 2024 roku powieści „Obierz mi lotos”. Warto dać się wciągnąć w świat Charmian Clift.

Na niewielkiej, nieurodzajnej wyspie Kalimnos żyło około 14 tysięcy osób, spośród których 1500 chłopców i mężczyzn było poławiaczami gąbek. Reszta to żony i dzieci poławiaczy gąbek, wdowy i sieroty po poławiaczach gąbek, chłopcy i mężczyźni okaleczeni lub z chorobami, których nabawili się jako poławiacze gąbek, handlarze skupujący gąbki od poławiaczy oraz właściciele łodzi wynajmowanych poławiaczom gąbek. Sezon dla poławiaczy gąbek zaczynał się po Wielkanocy. Wypływali na wiele miesięcy na dalekie wody. A tam w poszukiwaniu gąbek nurkowali na kilkadziesiąt metrów, jedni wyposażeni w akwalungi, inni jedynie w płuca potrafiące zatrzymać powietrze na wiele minut. To jedna z najbardziej niebezpiecznych profesji na świecie i jedna z najmarniej płatnych. Zawsze iluś pochłaniało morze. Ci, którzy wracali, reperowali domowe budżety, odkładali na posagi dla córek, spłacali długi w tawernach i zaciągali nowe, pijąc i grając na pieniądze przez grudzień i styczeń w tym samych tawernach.

Grecka wyspa Kalimnos była dla Charmian Clift wyśnioną ziemią obiecaną. Wrażenia z pobytu zebrała w książce „Śpiew syreny”

To właśnie zimą 1954 roku na Kalimnos przypłynęła para australijskich dziennikarzy: Charmian Clift z mężem George’em Johnstonem i dwójką dzieci, córką Shane i synem Martinem. Wcześniej przez parę lat mieszkali w Londynie. Teraz Charmian zamierzała napisać powieść o poławiaczach gąbek. Choć Kalimnos oznaczała dla niej dużo więcej. Była jej wyśnioną ziemią obiecaną, gdzie ludzie żyją w zgodzie z naturą, zaspokajając podstawowe potrzeby, a szczęście czerpią z morza i słońca. Tak przynajmniej sobie wyobrażała.

Wrażenia z pobytu na wyspie, na której zostali dłużej, niż planowali, najpierw spisywała głównie w listach do przyjaciół. W wolnych chwilach, których wiele nie miała – zaspokajanie podstawowych potrzeb okazało się czasochłonnym trudem – robiła też chaotyczne notatki. Dopiero kilka lat później zebrała je w książkę, którą wydała w 1958 roku pod tytułem „Śpiew syreny”. Wtedy mieszkała już z rodziną na innej greckiej wyspie, Hydrze. Bo po Kalimnos do Londynu już nie potrafili wrócić. Nie umieliby wyzbyć się wolności, słońca, bezkresu na horyzoncie, mimo wysokiej ceny, jaką płacili za życie „w zgodzie z naturą”.

Książka „Śpiew syreny” napisana jest z reporterskim, ale i literackim talentem. Każdy z 19 rozdziałów to inny aspekt życia na wyspie Kalimnos

„Jako punkt obserwacyjny pisarza żółty dom nie mógłby być lepiej usytuowany. Maszty zacumowanych aktaramates – pełnych wdzięku kalimnoskich łodzi do nurkowania – zdawały się opierać o nasze okna. Codziennie rano budziły nas dźwięki morza i jego zapachy oraz oprawione w białe ramki obrazy łodzi, gór, obłoków i nieba. Wodne refleksy falowały na naszym wysokim, białym suficie pokrytym wzorem w romby. A przez plateię pod naszym balkonem przechodził codziennie cały Kalimnos jak podczas przeglądu wojsk: kapitanowie i nurkowie, ludzie kupujący gąbki i ludzie sprzedający gąbki, majtkowie i rybacy szli spacerkiem do kawiarni, tawern i stołów do gry, mijając bezczynne łodzie zacumowane na zimę. Ich zajęte żony w ciężkich spódnicach i czarnych chustach na głowach, jak w średniowieczu, przelewały się przez plateię z dzbanami na wodę, koszami na zakupy, sznurami ryb, wiązkami chrustu albo wiórami z warsztatów stolarskich, z deskami usłanymi świeżo upieczonym chlebem. Dziwnie odziani mężczyźni z gór pędzili kościste owce do rzeźni. Bosonogie dzieci grały w niekończące się zawiłe gry z wykorzystaniem kamieni, patyków i kopczyków migdałów” – opisuje Clift widok z balkonu wynajętego domu. Domu, swoją drogą, w którym brakowało łóżek, spłuczka w toalecie okazała się atrapą, a wodę trzeba było nosić ze studni.

Ten cytat niech będzie przystawką zaostrzającą apetyt na lekturę „Śpiewu syreny”. Autorka z reporterskim, ale też literackim talentem oprowadza nas po wyspie. Książkę podzieliła na 19 rozdziałów, w każdym skupiając uwagę na innym aspekcie kalimnoskiego życia. Mamy więc opowieść o okrutnej nędzy, w której żyje większość mieszkańców wyspy. O ich domach złożonych czasem z jednej czy dwóch izb, które muszą pomieścić wielodzietne rodziny. O kobietach, „które nie do końca uważa się tu za istoty ludzkie. Są przedstawicielkami innego gatunku – gatunku żeńskiego, tajemniczych Innych, których kobiecość jest obiektem drwin i pogardy, ale trzeba je trzymać pod kluczem, żeby nie odprawiały swoich czarów”. O tawernach i barach, w których upływa „męska” codzienność, i retsinie, prawdopodobnie najstarszym winie na ziemi. O, rzecz jasna, poławiaczach gąbek stojących na najniższym szczeblu lokalnej drabiny społecznej i marzących o emigracji do Australii, wyśnionej „ziemi obiecanej”. O chmarze dzieci, których jest wszędzie pełno. O świętach i porach roku. O zabawie, ślubach i żałobie.

Charmian Clift, autorka książki „Śpiew syreny”, jest doskonałą obserwatorką. Kto dał się wciągnąć w jej świat, czeka na tę poruszającą powieść

Charmian Clift zachwyca się i dziwi na przemian, czasem z naiwnością osoby przybyłej z dużego miasta. Ale jest doskonałą obserwatorką, nasłuchuje, uczy się języka, uczy się trudnej codzienności. Wie, że na zrozumienie tego, co się dzieje dookoła, może kiedyś przyjdzie czas. Tymczasem zarówno ona, jak i George i ich dzieci próbują przeniknąć do tej niewielkiej społeczności, wpasować się, by choć w jakiejś części zasłużyć na miano „miejscowych”. Mimo wysiłków zawsze pozostaną Australijczykami z lepszego świata, którzy mieli ten luksus – w przeciwieństwie do mieszkańców Kalimnos – że sami decydowali, ile czasu zostaną na wyspie.

Na Hydrze będzie inaczej, tam Clift i Johnston postawią swój los na jedną kartę. Ale o tym jest inna książka, „Obierz mi lotos”, która po polsku ukazała się w 2024 roku (przekład Anna Gralak, wyd. 77 Press). Dla wszystkich, którzy zdążyli się wciągnąć w świat Charmian Clift, „Śpiew syreny” będzie poruszającą pieśnią – często surową i smutną w brzmieniu, ale też niepozbawioną radosnych refrenów.

Mam nadzieję, że nazwisko Charmian Clift dla przynajmniej niektórych polskich czytelniczek i czytelników nie brzmi już obco. Bo są jeszcze kolejne jej książki, wydane po śmierci pisarki, która w 1969 roku w wieku 46 lat zmarła po przedawkowaniu barbituranów. Wówczas na powrót mieszkała w Australii. Jej głos zdecydowanie wyprzedzał jej czasy, być może nie potrafiła się z tym pogodzić. No i z utratą greckiej wolności.

Charmian Clift, „Śpiew syreny”, przełożyła Anna Gralak, wydawnictwo 77 Press

 

Maria Fredro-Smoleńska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Książka „Śpiew syreny” odkrywa sekrety greckiej wyspy Kalimnos
Proszę czekać..
Zamknij