Znaleziono 0 artykułów
28.02.2020

Zabójstwo przy placu Konesera

28.02.2020
(Fot. K. Gubała)

„Czerwony świt” jest zbudowany na klasycznym wzorcu kryminału Agathy Christie. W mieszkaniu spotyka się sześć osób, jedna nagle umiera, więc zabójcą musi być ktoś z pozostałej piątki. Tajemnicę morderstwa próbuje rozwikłać komisarz Nina Warwiłow. Jędrzejowi Pasierskiemu udało się wejść w skórę kobiety, twardej i słabej jednocześnie, nieugiętej i wrażliwej.

Na tarasie pięknego dwupoziomowego loftu na warszawskiej Pradze piątka przyjaciół ogląda zaćmienie słońca. Jest jeszcze szósta osoba – dziewczyna, która przyplątała się niby przypadkiem. Poznali ją w klubie, w którym wcześniej balowali. Dziesiąta rano, a oni od półtorej doby nie zmrużyli oka. Ale takiego widoku, który zdarza się raz na kilka lat, nie zamierzali przepuścić. Piją więc kawę, żeby utrzymać się na nogach. Ale Sara – właścicielka mieszkania, serialowa aktorka, influencerka i celebrytka z pierwszych stron plotkarskich gazet – czuje, że nie doczeka tego spektakularnego astronomicznego zjawiska. Kładzie się na kanapie i odpływa. Już się nie obudzi. 

(Fot. materiały prasowe)

Sprawę śmierci Sary Kosowskiej ma rozwiązać komisarz Nina Warwiłow. Ogromnie się cieszę, że Jędrzej Pasierski postanowił kontynuować opowieść o policjantce, do której zdążyłam się już przywiązać po lekturze „Domu bez klamek” i „Roztopów”. Tym razem akcja toczy się w świecie tzw. warszawki i, jak kiedyś się mówiło, wśród bananowej młodzieży, czy dziś – hipsterów. Nie jest to mój ulubiony entourage, wolałam zagadkę morderstwa popełnionego w szpitalu psychiatrycznym czy tajemniczego zaginięcia lekarki, która przeprowadziła się w Beskid Niski. Może dlatego się trochę krzywię, bo styl życia bohaterów „Czerwonego świtu” za bardzo kojarzy mi się z polskimi serialami, w których postaci osadza się w życzeniowej, a nie tej prawdziwej rzeczywistości. Nawet studenci i policjanci mieszkają tam na warszawskich poddaszach, bo przecież nie wiedzie im się najlepiej, więc na nic lepszego ich nie stać (ha ha!), na śniadanie piją latte, a na lunch zdrowe koktajle, wszyscy uprawiają jogging albo grają w koszykówkę, pracują w wypasionych biurach, a wieczory spędzają w modnych klubach. A ma to tyle wspólnego z codziennością, co film „Diabeł ubiera się u Prady” z pracą w prawdziwej redakcji „Vogue’a”. Rzeczywistość jest dużo ciekawsza, zapewniam. 
No ale komisarz Nina Warwiłow nie wybiera zabójstw do rozwiązania. Teraz trafiła jej się młoda kobieta z show-biznesu, więc przesłuchuje maklera giełdowego lubiącego się popisywać, jeżdżąc przez „filmowe” warszawskie mosty zbyt szybko motocyklem typu ścigacz i kontestując mijane rodzinne suwy; kucharza gotującego dla popularnej knajpy, który musi sobie poprawiać samopoczucie kokainą, bo szef nie chce zaopatrywać się na zrównoważonych farmach ekologicznych, czy reżysera i operatora kręcącego reklamówki. 
Powieść zbudowana jest na klasycznym wzorcu kryminału Agathy Christie. W mieszkaniu spotyka się sześć osób, jedna nagle umiera, więc zabójcą musi być ktoś z pozostałej piątki. Lubię ten szablon. Dochodzenie zawsze układa się interesująco, do końca trudno domyślić się, kto zamordował. Ale główny wątek kryminalny w „Czerwonym świcie” to jedno, a perypetie Warwiłow to drugie, nie mniej ciekawe. Autor nie szczędzi nam prywatnego życia komisarz – samotna matka z dwuletnią córeczką, pracująca w nielimitowanym wymiarze godzin, ma tak samo dużo na głowie jak niejedna samotna matka na pełnym etacie w realu. Tu nie ma ściemy – Warwiłow żywi się grzankami z żółtym serem, hot dogami na stacji benzynowej i ma sarkastyczny stosunek do kawy z serduszkiem z mleka. Policjantka nie może liczyć na pomoc najbliższych – matka nie żyje, a ojciec jest alkoholikiem w stanie agonalnym, a to z przepicia, a to w wyniku choroby serca. Warwiłow to świetna detektyw i bardzo zmęczona kobieta, marząca, by ktoś czasem się nią zaopiekował czy zaprosił ją na randkę. Podziwiam Pasierskiego za niezłą próbę wejścia w skórę kobiety, twardej i słabej jednocześnie, nieugiętej i wrażliwej. Podziwiam również za to, że ma olbrzymi dystans do mężczyzn, wytyka ich wady, niektórych traktuje z ironią. W „Domu bez klamek” koledzy z komendy potrafili uprzykrzać życie młodej policjantce, niewybrednie dowcipkując pod jej adresem, ona to znosiła, a dziś mogłaby wpisać ich na długą niechlubną listę #MeToo. Teraz autor pozwala Ninie Warwiłow na krytyczne myśli o starszym aspirancie: „Jak każdy mężczyzna nie potrafił ogarnąć więcej niż dwóch rzeczy naraz: skrzętnie skrywany sekret ludzkości. Nie miała pojęcia, dlaczego tak mało kobiet pracowało w policji. Te, które znała, były świetne”. 
Bardzo lubię panią komisarz i bardzo lubię feminizm Pasierskiego. Chętnie znowu poczekam rok na kolejną część. Może następnym razem Warwiłow będzie musiała rozwikłać sprawę morderstwa jakiegoś polityka? Czemu nie!

Jędrzej Pasierski, „Czerwony świt”, Wydawnictwo Czarne

 

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij