Znaleziono 0 artykułów
11.12.2022

Najważniejsze filmy 2022 roku

11.12.2022
(Fot. materiały prasowe)

Mijający rok upłynął pod znakiem nieoczywistych produkcji, zacierających granice między klasycznymi gatunkami. Wielkie tytuły platform streamingowych nie miały szans w starciu z kameralnymi filmami niezależnych twórców. Nie zabrakło również oscarowych pewniaków. Oto 22 produkcje, które warto znać – wraz z podpowiedzią, gdzie je zobaczyć.

„Wszystko wszędzie naraz”: Too much world

\

Film The Daniels, czyli duetu Dana Kwana i Daniela Scheinerta, znalazł się w niemal wszystkich najważniejszych podsumowaniach roku. Zdaniem krytyków „Wszystko wszędzie naraz” to wzorowy obraz naszej nadmiarowej rzeczywistości (o czym piszę więcej w tekście „Too much world” na łamach grudniowego wydania „Vogue Polska”). Film śledzi losy Evelyn (Michelle Yeoh), dojrzałej kobiety, która wyrusza w fantastyczną podróż po równoległych rzeczywistościach. Tytuł wpisuje się w popularny nurt multiwersów, szczególnie chętnie eksplorowany (czy wręcz eksploatowany) przez Marvela. Reżyserski duet pokazuje, jak bardzo przebodźcowani są współcześni widzowie. Stąd przeładowane akcją i efektami specjalnymi produkcje, poszarpane szybkim montażem sceny, walczące o podtrzymanie sporadycznej uwagi odbiorców. We „Wszystko wszędzie naraz” znajdziemy wszystkie te elementy podkręcone do maksimum. To przerysowane przyspieszenie pozwala na chwilę wyprzedzić hiperrzeczywistość i przyjrzeć się jej z odpowiedniego dystansu.

Film jest dostępny na platformie Prime Video.

„Tár”: Ona

 

W ubiegłym roku do elitarnego grona potrójnych laureatów Oscara dołączyła Frances McDormand. Krytycy są zgodni, że podczas nadchodzącej ceremonii podobne wyróżnienie spotka Cate Blanchett. Jej występ w „Tár” nagrodzono ośmiominutowymi owacjami na stojąco podczas festiwalu w Wenecji. Aktorka wcieliła się w rolę genialnej kompozytorki Lydii Tár, która otrzymuje stanowisko pierwszej dyrygentki berlińskiej filharmonii. Na ten moment pracowała całe życie, jednak zamiast spełnienia czuje rosnącą presję i niepokój związany z dziwnymi dźwiękami, które słyszy zawsze, gdy zostaje sama. Jak mówi reżyser Todd Field, „Tár” to „przede wszystkim opowieść o pasji, która potrafi pochłonąć bez reszty”. Podobne wrażenie zrobi na was sam film, muzyka genialnej Hildur Guðnadóttir i hipnotyzująca Blanchett, od której nie sposób oderwać wzroku.

Film trafi do polskich kin 24 lutego.

„Powodzenia, Leo Grande”: Cały ten seks

 

„Przez 31 lat mój mąż właził na mnie, robił swoje, złaził i znów zasypiał. Nigdy nie miałam orgazmu”, przyznaje Nancy (wspaniała Emma Thompson) w rozmowie z Leo (wschodzący gwiazdor Daryl McCormack). Ona jest emerytowaną nauczycielką, która spędziła życie u boku jednego partnera, on – pracownikiem seksualnym i przedstawicielem nowego pokolenia. Ich umówione spotkanie zmieni ich oboje. Film Sophie Hyde to krytyczny i czuły zarazem obraz pokoleń kobiet, które zamknięto w świecie kompleksów i niespełnionych pragnień. Reżyserka zderza konserwatywną rzeczywistość Nancy z pozbawioną wyraźnych granic, w jakiej żyje Leo, pokazując tabu i stereotypy dotyczące seksu, z obowiązkową szczyptą brytyjskiego humoru.

Film można jeszcze obejrzeć w wybranych kinach.

„Nie!”: Horror inaczej

 

Ranczo na pustkowiu, znikające zwierzęta i… tajemnicza chmura – nowy film Jordana Peele’a, twórcy głośnych „Uciekaj!” i „To my”, wymyka się gatunkowym podziałom. To udana mieszanka horroru, czarnej komedii i kina science fiction nawiązująca do estetyki westernu. Bohaterami „Nie!” Są OJ i Em Haywoodowie (Daniel Kaluuya i Keke Palmer). Po śmierci ojca rodzeństwo otrzymało w spadku stadninę koni tresowanych na potrzeby branży filmowej. Rodzinny biznes nie ma jednak szans z korporacjami, a wizja bankructwa wisi nad bohaterami. Gdy w okolicy dochodzi do serii niewyjaśnionych zdarzeń, Haywoodowie postanawia rozwiązać zagadkę i zarobić na swoim odkryciu. W „Nie!” Peele dystansuje się od tematów społecznych, tym razem kierując ostrze krytyki w stronę branży filmowej. Reżyser eksponuje jej eksploatywny charakter, jednocześnie oddając hołd ludziom „zza kulis”, bez których nie byłoby kina. Całość ubiera w świetną historię i kalejdoskop nawiązań do innych dzieł kultury. A to tylko jeden z wielu powodów, dla których warto zobaczyć „Nie!”.

Film jest dostępny na platformie Apple TV+.

„Aftersun”: Nowy klasyk

 

Zaraz po premierze „Aftersun” okrzyknięto najpiękniejszym debiutem ostatnich lat, a jego reżyserkę, Charlotte Wells, wschodzącą gwiazdą kina. Akcja filmu przenosi nas do słonecznego kurortu w Turcji, gdzie wakacje spędzają Calum (Paul Mescal, czyli Connell z „Normalnych ludzi”) i jego córka Sophie (Frankie Corio). Zabrali ze sobą w podróż kamerę wideo, by dokumentować wspólne chwile. „Aftersun” to wzruszające studium relacji, rodzicielstwa i miłości, utkane z krótkich rozmów między bohaterami i skrawków nagrań. Podczas seansu możecie uronić łzę, a potem prawdopodobnie długo nie zapomnicie tej historii.

Film trafi do polskich kin 27 stycznia.

„Batman”: Antybohater

 

Seria filmów o Batmanie to jedna z najbardziej dochodowych franczyz w historii kina. Nic więc dziwnego, że postanowiono wskrzesić ją już po raz trzeci. Po Timie Burtonie i Christopherze Nolanie z superbohaterem z Gotham City postanowił zmierzyć się Matt Reeves. Reżyser wyszedł z tego wyzwania zwycięsko. Nowy „Batman” wraca do początków, czyli starć z Człowiekiem-Zagadką, Pingwinem i Kobietą-Kotem (granymi przez Paula Dano, Colina Farrella i Zoë Kravitz). W kostiumie Człowieka-Nietoperza debiutuje Robert Pattinson. Jego Batman jest najmroczniejszą odsłoną superbohatera w historii. Cały film został zresztą utrzymany w klimacie thrillera psychologicznego i estetyce kina noir. „Batman” to zdecydowanie najlepszy film roku dla miłośników komiksowych uniwersów. Ale nawet ci, którzy nie odróżniają Marvela od DC, na pewno docenią mroczną fabułę, porządną porcję akcji i zabójczo stylowy duet Pattinson–Kravitz.

Film jest dostępny na platformie HBO Max.

„IO”: Oscarowy faworyt

 

„Mało kto jest w takiej pozycji jak Jerzy Skolimowski, by mówić poważnie i lekko zarazem i pozwalać sobie na wybryki fantazji”, pisała Adriana Prodeus w swojej recenzji „IO”, które zapewniło polskiemu reżyserowi Nagrodę Jury na festiwalu w Cannes. Bohaterem filmu jest cyrkowy osiołek, którym od lat opiekuje się artystka Kasandra (Sandra Drzymalska). W wyniku protestów obrońców zwierząt zostaje on jednak odebrany dziewczynie. Tak zaczyna się niezwykła tułaczka IO po świecie, który ostatecznie za nic ma sobie jego los. Film Skolimowskiego będzie reprezentował Polskę w oscarowym wyścigu. Statuetki zostaną przyznane 12 marca.

Film można jeszcze obejrzeć w wybranych kinach.

„Elvis”: Król żyje

 

Fabularyzowana biografia króla rock and rolla w reżyserii samego Baza Luhrmanna? „Elvis” był skazany na sukces. Utrzymana w estetyce teledysku produkcja z Austinem Butlerem w tytułowej roli to prawdziwe filmowe przeżycie. Tempo migających przed oczami obrazów, następujących po sobie utworów, przeplecionych krzykami mdlejących fanek – seans „Elvisa” przypomina przejażdżkę rollercoasterem. Reżyserowi udaje się uchwycić ewenement, jakim był amerykański idol, jednocześnie szkicując szerszy obraz kultury produkującej kolejne gwiazdy tylko po to, by równie szybko dać im spłonąć. Fani mody na pewno docenią noszone przez bohaterów kostiumy, będące hołdem dla lat 70. Wszystkie stylizacje zaprojektowała sama Miuccia Prada, prywatnie wieloletnia przyjaciółka Luhrmanna.

Film jest dostępny na HBO Max.

„Podejrzana”: Tropem tajemnicy

 

Z każdym kolejnym filmem Park Chan-wook pnie się w górę na listach najlepszych reżyserów. Wielu już teraz plasuje go na podium, obok takich legend jak Orson Welles, Alfred Hitchcock czy Agnès Varda. „Podejrzana” zapewniła mu Złotą Palmę w Cannes, a niebawem najpewniej również Oscara. Bohaterami kryminału są Hae-joon (Park Hae-il), detektyw prowadzący śledztwo w sprawie śmierci zamożnego mężczyzny, oraz Seo-rae (Tang Wei), wdowa po zmarłym i główna podejrzana. Tajemnicza kobieta fascynuje policjantka, który mimowolnie ulega jej czarowi i postanawia dowieść jej niewinności. Podobnie jak w „Oldboy” i „Służącej” reżyser buduje napięcie, bawiąc się z obrazem i czasem zachęcając widza do własnego śledztwa. Przeprawa przez labirynt „Podejrzanej” nie będzie łatwa, ale finał skutecznie rekompensuje wysiłek.

Film trafi do polskich kin 3 lutego.

„Całe to piękno i krew”: W blasku fleszy

 

„Fotografia jest moim głosem – głosem tych, którzy są go pozbawiani”, mawia legendarna fotografka Nan Goldin. Ona sama długo musiała walczyć o to, by zostać usłyszaną. Gdy kolejni kuratorzy i kolejne galerie odmawiały wystawienia jej prac, zaczęła organizować własne wystawy. Tematem jej prac było własne życie z całym jego bagażem – od zdjęć z najbliższymi, po autoportret po pobiciu. Jako jedna z pierwszych skierowała aparat na tęczową społeczność Nowego Jorku, w której szybko stała się legendą. Dokument Laury Poitras skupia się na działalności aktywistycznej fotografki, której bronią była sztuka. Goldin od niemal pół wieku działa na rzecz ofiar przemocy domowej, wspiera postulaty zakazu posiadania broni i walczy z korporacjami medycznymi, które skapitalizowały ochronę zdrowia w Stanach Zjednoczonych. „Całe to piękno i krew” to bez wątpienia jeden z najlepszych dokumentów roku.

Polska data premiery filmu nie jest jeszcze znana.

„Nieznośny ciężar wielkiego talentu”: Z dystansem

 

Film Toma Gormicana to z kolei zdecydowanie najlepsza komedia ostatnich miesięcy. W „Nieznośnym ciężarze wielkiego talentu” Nicolas Cage wciela się w rolę samego siebie jak podstarzałego, tonącego w długach aktora, którego pasja do kina przysłania prawdziwe życie. Po kolejnym nieudanym castingu postanawia przyjąć ofertę ekscentrycznego milionera Javiego (Pedro Pascal). Aktor ma spędzić urodzinowy weekend w jego willi, a w zamian ma otrzymać milion dolarów. Na miejscu Cage zostaje wplątany w międzynarodowy spisek, który tylko on może rozwiązać. „Nieznośny ciężar wielkiego talentu” to jeden z tych filmów, który bawi od początku do końca, jednocześnie nie popadając w banał. W dużej mierze za sprawą dobrego scenariusza i ekranowej chemii między Cagem i Pascalem.

Film jest dostępny na platformie Player.

„W gorsecie”: Kobieta dojrzała

 

W tym roku doczekaliśmy się aż dwóch adaptacji losów cesarzowej Sisi. Podczas gdy netfliksowy serial skupił się na początkach arystokratki na austriackim dworze, „W gorsecie” rozpoczynają jej 40. urodziny. Skonfrontowana z upływem czasu Sisi (świetna Vicky Krieps) zaczyna zastanawiać się nad swoim życiem i tym, co po nim zostanie. Kolejne zadawane przez nią pytania uświadamiają jej, jak bardzo było ciasne i przewidywalne. Postanawia uwolnić się ze złotej klatki. Film Marie Kreutzer to perełka, w której możemy spojrzeć na słynną monarchinię oczami innej kobiety, spojrzenie pełne zrozumienia, współczucia i wsparcia. Poprosimy więcej takich filmów!

Film trafi do polskich kin 10 marca.

„Wulkan miłości”: Potęga żywiołów

 

On, ona i wulkany. Film cenionej dokumentalistki Sary Dosy to jedna z najoryginalniejszych historii miłosnych, które zdarzyły się naprawdę. Katia i Maurice Krafftowie, duet francuskich wulkanologów, przez 25 lat podróżował po świecie, razem realizując swoją największą pasję. Zginęli podczas wybuchu wulkanu w Japonii w 1991 roku. Z pomocą tysięcy zdjęć i setek godzin nagrań, które po sobie zostawili, reżyserka w mistrzowski sposób tka piękną opowieść o potędze miłości. Narratorką historii jest Miranda July, również filmowczyni. A owocem tego kobiecego tandemu stał się jeden z najbardziej estetycznych filmów roku.

Film jest dostępny na platformie Disney+.

„Fabelmanowie”: Z miłości do kina

 

„Filmy to sny, których nie zapominamy” – tłumaczy swojemu synowi Mitzi Fabelman (Michelle Williams). Sammy marzy o karierze reżysera. W jego pasji wspiera go ukochana mama, ojciec (Paul Dano, w końcu nie w roli psychopaty) z kolei pozostaje sceptyczny. Jego zdaniem syn powinien znaleźć sobie „prawdziwą” pracę. Na wątpliwości chłopca i domowe konflikty nakładają się problemy w szkole. Sammy coraz częściej pada ofiarą antysemickich żartów kolegów. Schronienie odnajduje w kinie. „Fabelmanowie” to najbardziej osobisty film Stevena Spielberga, który jest zarówno autobiografią reżysera, jak i hołdem dla kina lat jego dzieciństwa (stąd m.in. gościnny występ Davida Lyncha jako Johna Forda). Produkcja jest absolutnym pewniakiem w oscarowym wyścigu po wszystkie najważniejsze statuetki.

Film trafi do kin 30 grudnia.

„Predator: Prey”: Wielki powrót

 

Są takie filmy, po których nie spodziewamy się niczego ponad niezobowiązujący seans przyprawiony szczyptą akcji. Od czasu do czasu właśnie taka produkcja potrafi niespodziewanie zapewnić sobie miejsce na liście najlepszych filmów roku. Jak „Prey”. To tytuł, który łatwo przeoczyć – kolejna odsłona popularnej franczyzy, kojarzona z napiętymi bicepsami, szowinistycznymi dowcipami i przypadkowo komicznym karnawałem przemocy. „Prey” wyłamuje się jednak ze schematu, wracając do oryginalnego konceptu filmu. Miejsce żołnierza-mięśniaka zajmuje Naru, wojowniczka z narodu Komanczów (Amber Midthunder), rdzennych mieszkańców Ameryki. To ona stawia czoła międzygalaktycznemu łowcy. Nowa odsłona „Predatora” nie tyle dorównuje oryginalnej produkcji, co w wielu aspektach zdecydowanie ją wyprzedza. Po części za sprawą świetnego występu Midthunder, odświeżonych efektów specjalnych i drobnych zmian w narracji, dzięki którym film lepiej oddaje współczesną wrażliwość.

Film jest dostępny na platformie Disney+.

„Purpurowe serca”: Love story

 

Jeszcze jedna produkcja, która niespodziewanie wyprzedziła pewniejszą konkurencję. Kameralny melodramat „Purpurowe serca” to love story, jakich wiele: szukająca sławy piosenkarka Cassie (Sofia Carson) i były komandos z trudną przeszłością Luke (Nicholas Galitzine) decydują się na małżeństwo z rozsądku. Stopniowo jednak zbliżają się do siebie, w rytm wzruszających, może ciut patetycznych, piosenek miłosnych. „Purpurowe serca” zdetronizowały „Gray Mana”, najdroższą produkcję Netfliksa, królując na listach najpopularniejszych produkcji przez niemal całe wakacje. Ten ewenement zmusił platformę do zastanowienia się, czy kolejne bombastyczne filmy akcji to na pewno tytuły pierwszej potrzeby.

Film jest dostępny na platformie Netflix.

„Duchy Inisherin”: Przyjaciele na zawsze

 

Martin McDonagh, reżyser „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”, ponownie spotkał się na planie z Colinem Farrellem i Brendanem Gleesonem, a owocem tej współpracy jest historia pewnej przyjaźni, która… się skończyła. Colm i Pádraic znają się od kołyski i zawsze uchodzili za zgrany duet. Mimo to pewnego dnia pierwszy niespodziewanie oświadcza drugiemu, że nie są już przyjaciółmi. Zaskoczony Pádraic próbuje zrozumieć nagłą decyzję Colmy, ten jednak pozostaje nieugięty. Ich rozstanie staje się początkiem serii zaskakujących wydarzeń. „Duchy Inisherin” to gratka dla miłośników irlandzkich krajobrazów i humoru – ani jednego, ani drugiego tutaj nie zabraknie.

Film trafi do polskich kin 20 stycznia.

„Moonage Daydream”: Podróż na Księżyc

 

„To nie film, to filmowe doświadczenie”, pisali krytycy na chwilę po premierowym pokazie „Moonage Daydream” w Cannes. I choć brzmi to dość pretensjonalnie, dokument o Davidzie Bowiem naprawdę jest odurzającym koktajlem obrazów, dźwięków i historii, które złożyły się na legendę artysty. Scenarzysta i reżyser Brett Morgen zaprasza widzów w halucynogenną podróż do unikatowego świata artysty. W „Moonage Daydream” Bowie jawi się jako przybysz z odległej galaktyki, który przypadkiem trafił na Ziemię, gdzie spędził kilka pięknych dekad, a następnie wyruszył w dalszą drogę. Piękna, energetyzująca, stylowa – tak w trzech słowach można opisać biografię muzyka, którą trzeba zobaczyć.

Film można jeszcze obejrzeć w wybranych kinach.

„The Eternal Daughter”: Dwie Tildy

 

Tilda Swinton w podwójnej roli matki i córki, które przyjeżdżają do swojej dawnej posiadłości, dziś pełniącej funkcję rzadko odwiedzanego hotelu. Pobyt w starym domu budzi dawne cienie, tajemnice i konflikty. „The Eternal Daughter” utrzymany jest konwencji gotyckich powieści i pierwszych filmów grozy. Nad tym filmowym eksperymentem czuwa Joanna Hogg. Reżyserka pochyla się nad doświadczeniem winy, pamięci i traumy, które niczym trucizna przesiąkają kolejne pokolenia, nawet wtedy (a być może właśnie wtedy), gdy nie zostają wypowiedziane na głos. Tematy te od dawna fascynują również Swinton (czego dowodem może być jej występ w „Memorii” Apichatponga Weerasethakula), która daje popis swoich aktorskich możliwości, rozmawiając z samą sobą.

Polska data premiery nie jest jeszcze znana.

„Baby Broker”: Rachunek sumienia

 

Twórca „Złodziejaszków” i „Naszej młodszej siostry” powrócił z nowym filmem. Tym razem jego bohaterami są Sang-hyun (Kang-ho Song) i jego przyjaciel Dong-soo (Dong-won Gang). Gdy pewnego dnia znajdują porzucone niemowlę, postanawiają sprzedać chłopca zamożnej parze, która nie może mieć dzieci. Ich plan komplikuje pojawienie się biologicznej matki malucha, która postanowiła wrócić po niego, targana wyrzutami sumienia. Na dodatek śladem całej trójki podążają dwie policjantki podejrzewające ich o handel żywym towarem. Jak przystało na film Hirokazu’ego Koreedy, nic w „Baby Brokerze” nie jest czarno-białe. To świat nieskończonych odcieni szarości. Nasz świat, przypomina reżyser.

Film można jeszcze obejrzeć w wybranych kinach.

„Armagedon”: Amerykański sen

 

Paul (Banks Repeta) dorasta w skromnym domu, w którym ceni się wyrzeczenia i ciężką pracę. Chłopak chciałby zostać artystą, jego rodzice (Anne Hathaway i Jeremy Strong) są temu jednak przeciwni – w końcu pracowali ciężko, by synowie mogli pójść do dobrych szkół, dostać wysokie posady i wieść lepsze życie niż oni. Jego rozterki rozumie jedynie dziadek (Anthony Hopkins) i kolega Johnny (Jaylin Webb). Przyjaźń z czarnym chłopakiem z Queens nie jest jednak mile widziana, więc chłopcy zostają rozdzieleni, po raz pierwszy zderzając się z mroczną stroną amerykańskiego snu. Choć akcja filmu Jamesa Graya toczy się w latach 80., doświadczenia, marzenia i obawy bohaterów wydają się aktualne, podobnie jak klasizm, rasizm i szowinizm kraju przekonanego o własnej wielkości. Krytyka może być stosowana również do innych państw.

Polska premiera filmu nie jest jeszcze znana.

„Marcel Muszelka w różowych bucikach”: Bohater na miarę naszych czasów

 

Jeśli po przeczytaniu tego tytułu stwierdziliście, że to nie jest film dla was, pozwólcie, że wyprowadzę was z błędu. „Marcel Muszelka w różowych bucikach” to animacja poklatkowa, której produkcja zajęła ponad dekadę. W 2010 roku Dean Fleischer-Camp i Jenny Slate zaprezentowali czterominutową historię malutkiego bohatera, którą pokochali widzowie na całym świecie. Mimo to duetowi nie udało się znaleźć funduszy na pełnometrażowy film, więc zaczęli odkładać własne pieniądze, pracując nad scenariuszem i animacjami po godzinach. Potencjał historii Marcela, który staje się gwiazdą internetu, gdy rozpoczyna poszukiwania swojej rodziny, dostrzegło studio A24, które pomogło twórcom ukończyć projekt. Na szczęście, ponieważ „Marcel Muszelka...” to absolutnie cudowna produkcja, przy której na przemian zapłaczecie, zamyślicie się i zaśmiejecie się na głos, a potem zaczniecie od nowa.

Polska premiera filmu nie jest jeszcze znana.

Julia Właszczuk
Proszę czekać..
Zamknij