Znaleziono 0 artykułów
08.04.2022

Hans Zimmer: Schronienie w muzyce

08.04.2022
Fot. Getty Images

Dorastał w rodzinie uchodźców, dziś zatrudnia wielu zdolnych muzyków uciekających przed wojną i prześladowaniami. Razem z nimi wyruszył w światowe tournée, a 14 i 21 kwietnia zagra również w Polsce. Przybliżamy sylwetkę słynnego kompozytora.

Nazywany jest jednym z najwybitniejszych kompozytorów muzyki filmowej. To on jako jeden z pierwszych przeszczepił muzykę elektroniczną na grunt kina, łącząc tradycję z nowymi technologiami. Dziś Hans Zimmer może się pochwalić przeszło 150 oryginalnymi ścieżkami dźwiękowymi, w tym do takich filmów jak „Gladiator”, „Incepcja” czy „Diuna”, która zapewniła mu drugiego Oscara. Pierwszą statuetkę zdobył 25 lat wcześniej za „Króla Lwa”. Ścieżki dźwiękowe do popularnych bajek komponuje równie chętnie, co do filmów akcji, science fiction czy kostiumowych. Z muzykiem spotkałam się w Berlinie przy okazji rozpoczęcia europejskiej trasy koncertowej „Hans Zimmer Live”.

Syn uchodźczyni

Zdolność do łączenia z pozoru obcych sobie światów wyniósł z domu. Jego matka wprowadziła go w świat muzyki klasycznej, ona również zapoznała go z kompozycjami Ennio Morriconego, który szybko stał się największym idolem Zimmera. Ojciec, inżynier, zachęcał go z kolei do eksperymentowania z dźwiękiem i szukania muzyki tam, gdzie inni jej nie słyszą – w codziennych zajęciach, na ulicy, w sklepie czy w pracy. Młody Hans zaczął uczyć się gry na pianinie, ale wytrzymał zaledwie dwa tygodnie. Surowe reguły i dyscyplina nie okazały się jego mocną stroną: – Gdy byłem w ósmej klasie, wyrzucono mnie ze szkoły. Nieszczególnie się tym przejąłem. Zacząłem grać w zespole i sam nauczyłem się wszystkiego, co dziś umiem. Muzyka zawsze grała mi w głowie. A że byłem dzieckiem XX wieku, komputery okazały się bardzo przydatne – mówi.

 

Zimmer zamienił Frankfurt na Berno, a następnie Londyn, Mediolan i Madryt, gdzie grał z takimi zespołami jak Helden, Mecano, Krisma i The Buggles (można go nawet przelotnie zobaczyć w słynnym klipie „Video Killed the Radio Star”). Wewnętrzną potrzebę, by pozostać w ruchu, wyniósł z domu. Jego matka została uchodźczynią, gdy w 1939 roku musiała uciekać z Niemiec z powodu swojego żydowskiego pochodzenia: – Zawsze powtarzała, że to nigdy nie jest łatwy wybór. Sama zwlekała z decyzją o wyjeździe do ostatniej chwili. Uchodźcą pozostaje się całe życie. Mama zawsze powtarzała mi, że zawsze trzeba być gotowym. Na co? Na to, co przyniesie przyszłość – wspomina.

W stronę filmu

Choć, jak podkreśla Zimmer, gra z młodymi, offowymi zespołami była spełnieniem jego marzeń, coraz częściej myślał o karierze w filmie. Marzył, by opowiadać historie na poziomie dźwięku tak, jak robił to Morricone. Wzorcowym przykładem spotkania się muzyki i filmu był dla niego kultowy western Sergio Leonego „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”. Okazja, by spróbować sił w kinie, nadarzyła się niedługo po 25. urodzinach Hansa. Podczas jednej z londyńskich imprez poznał Stanleya Myersa, kompozytora i bliskiego współpracownika takich twórców jak Nicolas Roeg i Jerzy Skolimowski. Przez kilka lat Zimmer asystował mu przy pracy, by następnie zacząć pracować na własną rękę.

Fot. Getty Images

Pierwszym ważnym zleceniem w jego karierze był „Ostatni cesarz” Bernardo Bertolucciego – Zimmer pełnił funkcję jednego z producentów dźwięku. Prawdziwym przełomem okazał się jednak film „Rain Man” z 1988 roku. Autorski soundtrack zapewnił mu pierwszą nominację do Oscara, otwierając drzwi do Hollywood. Znakiem rozpoznawczym Zimmera stały się kompozycje łączące klasyczną muzykę gatunkową (rocknroll, country czy bluesa) z muzyką elektroniczną. – Muzyka pozwala nam poczuć to, co czują bohaterowie, zrozumieć ich relację z otaczającym ich światem, nawet gdy nic nie mówią. Dopowiada to, co umyka kamerze. W „Rain Manie” Zimmer chciał oddać zagubienie Raymonda, komponując muzykę „nie z tej ziemi”: – Taka muzyka mogłaby równie dobrze grać na Marsie.

W kolejnych latach skomponował muzykę m.in. do „Thelmy i Louise”, „Prawdziwego romansu” i „Króla Lwa”, który był jego pierwszą animacją. Za muzykę do disneyowskiego przeboju artysta otrzymał pierwszego Oscara, Złoty Glob i dwie statuetki Grammy. Na podstawie jego ścieżki dźwiękowej powstał musical, który stał się jednym z najbardziej dochodowych spektakli w historii Broadwayu. Od tego czasu, za pośrednictwem własnej wytwórni Remote Control Productions, kompozytor pracował równolegle nad filmami i animacjami, dodając do listy swoich prac takie tytuły jak „Książę Egiptu”, „Cienka czerwona linia” czy „Gladiatior” oraz „Mustang z Dzikiej Doliny”, „Madagaskar” i „Kung Fu Panda”. Zdaniem Zimmera napisanie muzyki do bajki to prawdziwe wyzwanie: – Aby to zrobić, trzeba na nowo stać się dzieckiem.

Ulubieniec reżyserów

Imponujący dorobek Zimmera i jego szczególne indywidualne podejście do każdego projektu zapewniło mu uznanie branży, w szczególności reżyserów. Do grona jego stałych współpracowników należą Ridley Scott, z którym stworzył m.in. „Helikopter w ogniu”, „Hannibala” i „Gladiatora”, Christopher Nolan z trylogią o Mrocznym Rycerzu, „Incepcją” i „Interstellarem” na czele oraz Denis Villeneuve, z którym pracował przy „Blade Runner 2049” i „Diunie”. Ścieżka dźwiękowa do nowej adaptacji słynnej powieści Franka Herberta (o której mogliście przeczytać więcej na łamach styczniowo-lutowego wydania „Vogue Polska”) zapewniła kompozytorowi drugiego Oscara.

Fot. Getty Images

– Lubię reżyserów, którzy potrafią się bawić, eksperymentować, redefiniować swoją wizję. Przesadna powaga szkodzi i filmom, i muzyce – tłumaczy i dodaje, że wiele z tych projektów jest efektem szczęśliwych przypadków: – Muzyka to projekt zbiorowy, a ja zawsze miałem szczęście do ludzi – właściwe osoby wkraczały do mojego życia we właściwym czasie. Gdy pod koniec lat 80. Zimmer otrzymał zlecenie napisania muzyki do „Rain Mana”, pracował sam w niedużym, domowym studiu, a cała ścieżka dźwiękowa trwała 30 minut. Muzyka do „Diuny” ukazała się na trzech albumach, obejmujących w sumie prawie pięć godzin materiału nagranego razem z orkiestrą. Każdy zaangażowany w projekt muzyk został osobiście wybrany przez kompozytora.

Ze studia na scenę

Studio jest dla Zimmera laboratorium dźwięków, jednak zdaniem artysty muzyka nie powinna nigdy tam pozostać. Prawdziwym testem dla muzyki jest scena: – Najpierw robisz materiał, a potem wychodzisz na scenę, by go sprawdzić. To podczas koncertów obcy sobie dotychczas artyści i słuchacze spotykają się, a muzyka zbliża ich do siebie – mówi. Muzyka Zimmera równie dobrze sprawdza się w filmach, co właśnie na scenie, czego najlepszym dowodem są kolejne wyprzedane trasy koncertowe. Artysta właśnie rozpoczął pierwsze popandemiczne tournée. W ramach „Hans Zimmer Live” zagra kilkadziesiąt koncertów w całej Europie, w tym dwa w Polsce – 14 kwietnia w Łodzi i 21 kwietnia w Krakowie.

Fot. Getty Images

Podczas wizyty w Berlinie kompozytor zrobił dla nas wyjątek i zaprosił za kulisy przygotowań do trasy. Na scenie towarzyszą mu artyści i artystki z całego świata, w tym uchodźcy z Wenezueli, Republiki Południowej Afryki i Ukrainy. Zimmer od lat współpracował z odeską orkiestrą, dlatego gdy wybuchła wojna, bardzo zaangażował się w pomoc. Jego wytwórnia początkowo przyjęła czterech, a potem dziesięciu muzyków z rodzinami. Jak mówił, wielu nie chciało opuszczać kraju bez swoich instrumentów, chcieli chronić kraj i kulturowy dorobek. – Obowiązkiem artysty jest reagować i zabierać głos. W obliczu wojny nie można pozostać neutralnym – mówi z przekonaniem.

Podczas trasy Zimmer z zespołem zaprezentuje zarówno znane kompozycje, jak i zupełnie nowe aranżacje. Choć artysta śmieje się, że to jego koncert i zagra to, co chce, na scenie wcale nie umieszcza się w centrum, ale lekko z tyłu. Otoczony zdolnymi artystami i artystkami, nie dyryguje nimi, daje im przestrzeń, by robili to, w czym są najlepsi. – Chcę, żeby każdy muzyk miał bezpośredni kontakt z widownią. Scena to przestrzeń wspólna, na której muzyka oferuje schronienie, chwilę spokoju.

Julia Właszczuk
Proszę czekać..
Zamknij