Znaleziono 0 artykułów
24.01.2023

Lata 50.: New look dla gospodyń domowych, pin-up girls, słynnych aktorek

24.01.2023
Fot. Getty Images

Lata 50. XX wieku, określane w modzie dekadą new looku, były czasem przełomowym. Odradzało się paryskie haute couture, a jednocześnie popularność zyskiwały ubrania ready to wear. Próbowano odrodzić fascynację rzemiosłem, tradycyjnymi drogimi tkaninami, ale uznanie zaczęły zdobywać syntetyki i materiały powstające dzięki nowym technologiom produkcji. Wiele innych tendencji właśnie wtedy zaczęło się ze sobą ścierać.

Tendencję, nazywaną new lookiem, zapoczątkował jeszcze w 1947 r. Christian Dior. W latach 50. wskrzeszano haute couture, a jednocześnie dynamicznie rozwijał się rynek masowy. Powrócił styl podkreślający kształty kobiecych sylwetek, ale pojawiła się też buntownicza odsłona młodzieżowej mody.

Szósta dekada ubiegłego wieku niewątpliwie kochała paryski new look – za wąskie talie, płynne linie ramion, długość do połowy łydki oraz skrywanie bioder w wielowarstwowych spódnicach lub sukienkach godnych królowych. A także za posągowe twarze z pełnymi czerwonymi ustami, wyraźną linią brwi i kocimi oczami. Za subtelnie zebrane z tyłu głowy koki, uzyskiwane za pomocą niewidocznych wsuwek i lakierów do włosów.

Modelka w sukience Diora, 1956 r. (Fot. Getty Images)

Christian Dior debiutował jako niezależny projektant w 1947 r., był czterdziestoletnim już twórcą. Po II wojnie światowej Diorowi udało się zaproponować nowy styl, który zwracał się do historii, ale zerwał na dobre ze skromnym ubraniem o szerokich ramionach, płowych kolorach i zgrzebnej formie. Jego projekty olśniewały wręcz architektoniczną konstrukcją spódnic czy żakietów (wszak w przeszłości Dior chciał zostać architektem!), jakością tkanin – zwłaszcza jedwabiami (choć w pierwszych kolekcjach i on czuł niedosyt oferty rynkowej, przez co przeszywał materiały, podbijał albo używał suchych, pomalowanych ziaren, które udawały kamienie szlachetne). Zwracały też uwagę mnogością detali, warstw i dodatków czy żmudnymi technikami – zwłaszcza wykorzystaniem haftu czy koronki. Niezależnie, czy była to podkreślająca talię sylwetka „kielicha kwiatu” z 1947 r. (corolle), „linia H” z 1954, czy „A” lub „Y” z 1955 r., styl Diora był niezwykle kobiecy i czerpał z tradycyjnie pojmowanej roli elegantek w społeczeństwie – miały „ładnie i kobieco wyglądać”. Był to styl wymagający wielu dodatków: biżuterii, pantofli, torebek oraz – uszytych najlepiej z tych samych tkanin, co kreacja – kapeluszy, długich rękawiczek, pończoch czy bielizny wysmuklającej talię, modelującej biust do kształtów stożków. Styl ten Dior lansował wraz z paryskimi konkurentami – Robertem Piguetem, Pierre’em Balmainem, Jeanem Patou, Jeanem Dessèsem, Edwardem Molyneuxem, Hubertem Givenchym oraz uwielbianym przez prasę Jacquesem Fathem.

Poza paryskimi nie można zapomnieć o projektantach z USA, Wielkiej Brytanii oraz z Włoch. Wraz z panowaniem królowej Elżbiety II do mediów trafiły nazwiska twórcy jej sukni koronacyjnej Normana Hartnella, Victora Stiebela, Digbiego Mortona czy Johna Caravangha. W USA fascynowały też Hattie Carnegie, Anna Fogarty czy Bonnie Cashin, we Włoszech liczyli się Emilio Schuberth, Simonetta Visconti, siostry Fontana czy niezwykle oryginalny Emilio Pucci.

Sprzątanie w gorsecie

Branża zaczęła się profesjonalizować wraz z pojawieniem się agencji modelek, którym początek dała założona w 1946 r. przez Eileen Ford. Prowadzi to do podwyższenia standardów pracy, lepszych gaż, ale i coraz większej rozpoznawalności dotąd anonimowych kobiet – czego przykładem są kariery top modelek tej dekady i późniejszej – Bettiny Graziani (często w projektach Diora), Neny von Schlebrügge (matki Umy Thurman) czy też Mary Jane Russell, której Ford miała zapewnić bardzo wysokie zarobki już w latach 50. XX w.

Mary Jane Russell (Fot. Getty Images)

To również czas, gdy działają już agencje reklamy, a marketing ma coraz większy udział w tworzeniu trendów. I choć agencje trendów są jeszcze w powijakach, to już udaje się na masową i globalną skalę wylansować różowy kolor dla dziewczynek, a niebieski dla chłopców.

New look przetrwał dekadę, właściwie do śmierci Christiana Diora w 1957 r., kiedy schedę w firmie przejął młodziutki Yves Saint Laurent i zaproponował linię trapezu, a zaraz potem styl bitników. Odbijał się on nawet w kreacjach amerykańskich pin-up girls czy polskich kociaków – dziewczyn ubranych w dopasowane bluzki eksponujące biust zestawione ze spódnicami szytymi z koła mocno podkreślającymi talię – w wersji masowej wykonywanymi z niedrogich tkanin, z drukowanej w kolorowe desenie bawełny, z syntetyków. Rosnąca w siłę moda ready to wear, wpisująca się w reklamy idealnego rodzinnego życia w podmiejskich willach, szybko podchwyciła kobiecą linię, czyniąc z new looku styl także dla tych kobiet, od których w stereotypowej roli wymagano zajmowania się domami i dziećmi. Wyobraź sobie sprzątanie mieszkania, toalety czy odkurzanie w rozkloszowanej spódnicy i gorsecie modelującym talię albo schylanie się w takim ubraniu do łóżeczka po płaczące dziecko – właśnie tak reklamowano wówczas między innymi nowoczesny sprzęt agd.

T-shirt staje się pożądany

Tendencja zwana new look doprowadziła też do sprzeczności – promowała odradzanie się haute couture, a stała się masowo kopiowanym stylem, dostępnym w większości zachodnich dużych miast – na przykład w Warszawie w kolekcjach Mody Polskiej, a w USA u Claire McCardell. Ale była też obecna w ofercie producentów o nazwach niepopularnych, w zwyczajnych domach towarowych, w sprzedaży wysyłkowej czy po prostu w wykrojach w czasopismach.

Linia new look dotyczyła każdego typu damskiej odzieży – od wieczorowych kreacji Diora przez linię ekskluzywnych kostiumów kąpielowych McCardell i kreacje koktajlowe (hit w podmiejskich willach) po eleganckie fartuchy kuchenne, ubrania dla dziewczynek, suknie ślubne.

Te ostatnie, noszone przez sławy, były zauważane w mediach. W coraz większej liczbie domów pojawiały się telewizory, ale też kolorowa prasa, a wśród różnych magazynów „Vogue”, który w latach 50. miał już nie tylko wydanie amerykańskie, lecz także brytyjskie, francuskie, nowozelandzkie (od 1957 r.) czy australijskie (od 1959 r.).

Ikonami mody coraz częściej stawały się gwiazdy kina lub pierwsze damy. Ich styl i ubrania, a zwłaszcza suknie na wyczekiwane śluby były obiektem dyskusji, a następnie masowego naśladowania. Uwielbiana Rita Hayworth w 1949 r. wzięła ślub z Alim Khanem w sukience niezwykle popularnego wówczas Jacquesa Fatha. Zdjęcia krawcowych pracujących nad kreacjami ślubnymi tej pary pojawiły się w prasie, a chwilę po uroczystościach weselnych dom towarowy Macys sprzedał kopię sukienki Hayworth w tysiącach egzemplarzy.

Rita Hayworth i Ali Khan (Fot. Getty Images)

Niecałe dwa lata później przyszły prezydent USA poślubił Jackie Kennedy i sukienka projektu Ann Lowe stała się wzorem dla licznych kopii, podobnie jak późniejszy minimalistyczny, ale wysmakowany styl Jackie. Jej poprzedniczka, dużo mniej atrakcyjna Mamie Eisenhower, znana z uwielbienia dla różu, zarówno w szafie, jak i we wnętrzach mieszkania – przyczyniła się do wylansowania mody na ten kolor. Ulubienica Alfreda Hitchcocka Grace Kelly była wzorem elegancji na co dzień, jeszcze zanim ogłoszono jej bajkowe zaręczyny. Tym bardziej emocje budziła kreacja, zaprojektowana na jej ślub z księciem Monaco Rainierem, która wyszła spod ręki kostiumografki Helen Rose.

Grace Kelly /(Fot. Getty Images)
Ślub Jackie i John F. Kennedych (Fot. Getty Images)

Kelly – typ cool beauty – urzekała posągową twarzą, idealną figurą, blond lokami. Promowała new look, a nosząc koszule do dżinsów sięgających połowy łydki, przyczyniła się do upowszechnienia tak zwanego amerykańskiego stylu na co dzień. Podobnie było z Audrey Hepburn, znanej z małej czarnej Givenchy'ego w „Śniadaniu u Tiffany'ego” (już lata 60.), czy stylizacji typu new look z „Sabriny” i „Zabawnej buzi”, ale noszącej również chustki na głowie, okulary przeciwsłoneczne, spodnie typu capri do płaskich balerinek.

Audrey Hepburn /(Fot. Getty Images)

Marilyn Monroe była tą seksowną – z pełnym biustem, rozedrganym głosem, mocno wyeksponowanym dekoltem, kreacjami najczęściej opinającymi sylwetkę, zwykle też w szpilkach. Dodajmy jej blond loki, wzorowane na kolorze włosów gwiazd lat 30. XX w., i zyskamy najbardziej pożądany w tej dekadzie kolor włosów, ale też charakterystykę wzorca pin-up girls.

Gwiazdy Hollywood miały zresztą rosnące w siłę konkurentki z Cinecittà – rozwijającej się włoskiej wytwórni filmowej, czego zmysłowe Sophia Loren czy Gina Lollobrigida są przykładami. Pojawienie się Grace Kelly na ogłoszeniu zaręczyn z torbą Hermès daje początek słynnej Kelly sac – torbie Kelly, jednej z pierwszych it-bags, i coraz bardziej uważnemu przyglądaniu się znanym aktorkom przez specjalistów od sprzedaży.

Sophia Loren /(Fot. Getty Images)

Festiwal w Cannes, który wystartował w drugiej połowie lat 40., stał się miejscem, gdzie gwiazdy mogły zaprezentować nie tylko galowe kreacje, lecz także nieformalne, wśród nich stroje plażowe. Wystarczyło zdjęcie Brigitte Bardot, by wywołać niemały skandal, ale i zmienić styl plażowy. Aktorzy też mieli niemałą siłę rażenia – James Dean i Marlon Brando promowali wygląd buntownika, wywracając do góry nogami panujący w modzie porządek. Promowali ubrania wcześniej postrzegane jako robocze – dżinsy, skórzane kurtki, bomberki, T-shirty. Charakterystyczne były też ich włosy w nieładzie, których w przestrzeni publicznej wcześniej raczej nie spotykano. Jeździli motorami, palii papierosy. Z wyglądu ludzi niezamożnych stworzyli najbardziej pożądany w latach 50. XX w. styl buntujących się nastolatków, zwykle zresztą niezwykle zamożnych. Elitarne szkoły często zakazywały tego rodzaju stylizacji, choć na młodzieżową modę nie było mocnych i nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Dean i Brando zdefiniowali szafę młodzieży swojej epoki.

Marlon Brando /(Fot. Getty Images)

Wszyscy chcą nosić Chanel

W opozycji do new looku stały wówczas wyprzedzające epokę propozycje Cristobala Balenciagi, Hiszpana tworzącego od końca lat 30. XX w. w Paryżu. Jego tuniki, sukienki worki, sukienki baby doll czy żakiety i płaszcze o formie zachowującej przestrzeń między ciałem a tkaniną były mistrzowskim popisem krawiectwa, a jego koncepcje – zapowiedzią rewolucji lat 60. XX w. Podobnie jak słynny kostium Chanel – wykonany z tweedu, o pudełkowym kroju, z charakterystycznymi lamówkami –stał się zapowiedzią minimalistycznej i funkcjonalnej mody kolejnej dekady. Fani Coco Chanel znowu zaczęli kupować zapach N°5 (który premierę miał w 1921 r.), kostium jej projektu w sezonowych odsłonach, ale i torebkę 2.55 – pikowaną, na łańcuszku, hit tamtej i kolejnych dekad, podobnie jak buty z czarnym noskiem.

Modelka w projekcie Chanel, 1954 rok (Fot. Getty Images)

Na tworzeniu takich właśnie modeli, przynoszących duże zyski, zaczyna zależeć nie tylko producentom, lecz także elitarnym projektantom. Licencja, choć oficjalnie staje się tematem tabu, niejednemu twórcy pozwala mnożyć dochody, zatem zmienia działający od co najmniej stulecia system, zgodnie z którym nazwisko paryskiego kreatora lub kreatorki pojawiało się tylko na metce kreacji, wykonanej w żmudnym procesie.

Od tamtej dekady nazwisko coraz częściej pojawia się na rajstopach, bieliźnie, męskich krawatach, na kosmetykach i zapachach. Sukces N° 5 Coco Chanel miał wpływ na późniejsze wymyślanie sezonowych zapachów przez wszystkie liczące się domy mody – powstały Miss Dior, Diorama, LInterdit Givenchy (podobno skomponowany dla Hepburn) czy Shalimar Guerlain. 

Aleksandra Jatczak-Repeć
Proszę czekać..
Zamknij