Znaleziono 0 artykułów
25.06.2019

Obowiązek kapitanki

25.06.2019
(Fot. Getty Images)

Sumienie Europy ma blond włosy związane gumką, dwa kolczyki w nosie i kilkanaście tatuaży. 36-letnia kapitanka Pia Klemp od 2017 roku na Morzu Śródziemnym ratuje tonących uchodźców. Grozi jej za to 20 lat więzienia.

Na jednym ramieniu pingwin z albatrosem, na łydce ryba, ośmiornica na przedramieniu. Większość tatuaży Pii związana z jej morzem – tak, jak jej życie.  Zaczęło się od nurkowania w Indonezji i Tajlandii. Kolorowe rafy pełne błazenków, papugoryb, rozdymek, rogatnic, muren, koników morskich, gołoskrzelików, barakud, tuńczyków, karnaksów. I jeszcze przedziwne dwumetrowe samogłowy i łagodne rekiny wielorybie – największe ryby świata. Podwodny świat wciągnął ją tak, że zrobiła niezbędne kursy i sama zaczęła uczyć nurkowania. 

(Fot. Getty Images)

Ci, którzy często schodzą pod wodę szybko zdają sobie sprawę, jak bardzo delikatny i wrażliwy jest morski ekosystem. Codziennie widzą zmiany spowodowane przełowieniem, skażeniem, niszczących połowów trawlerami. Pod wodą łatwo dostrzec również skutki globalnego ocieplenia: bielejące – umierające – koralowce, wśród których pływa coraz mniej ryb. Nurkowie widzą, jak świat, który pokochali, znika na ich oczach. To dlatego Pia zdecydowała się wrócić do rodzinnego Bonn, skończyć biologię i zająć się ochroną oceanów. Po studiach dołączyła do organizacji Sea Shepherd, która działa na rzecz ochrony oceanicznego życia przeprowadzając bezpośrednie i radykalne akcje (przede wszystkim zajmują się zwalczaniem nielegalnych połowów wielorybów i fok). Pia dołączyła do nich jako marynarz pokładowy. Żeby dostać międzynarodowy certyfikat Master of Yacht, skippera jachtu pełnomorskiego, musiała wypływać na morzu 1200 godzin, zdobyć licencję radiooperatora, odbyć kursy pierwszej pomocy, starszego ratownika, przeciwpożarowy i bezpieczeństwa, nauczyć się nawigacji, meteorologii, odchodzenia i dochodzenia do nabrzeża, manewru „człowiek za burtą”, a także zarządzania grupą. Po 40 godzinach szkolenia zdała egzamin, po którym została kapitanką. Wtedy nie sądziła jeszcze, że przyda jej się to w pomaganiu ludziom zagrożonym utonięciem na Morzu Śródziemnym. W 2015 roku, kiedy nasilił się kryzys migracyjny (w Europie o azyl ubiegało się ponad milion ludzi z Syrii, Afganistanu i Iraku) ciągle jeszcze zajmowała się ochroną mórz. Założyła organizację Aquascope – walczącą z nielegalnymi połowami ryb, które doprowadzają do upadku całych ekosystemów.

W 2017 roku Pia Klemp podjęła decyzję, że dołączy do jednej z organizacji patrolujących Morze Śródziemne. Została kapitanką statku Iuventa, należącego do niemieckiej organizacji pozarządowej Jugend Rettet. Jej załoga współpracowała z włoskim Centrum Koordynacji Ratownictwa Morskiego. Uratowanych z pontonów i przeciążonych łodzi przekazywali europejskim statkom wojskowym albo włoskiej straży przybrzeżnej. Podczas tylko dwóch misji w lecie 2017 roku Klemp uratowała 3800 osób.

Od 2013 roku, kiedy pierwsi uchodźcy i migranci zaczęli przeprawiać się przez Morze Śródziemne, wiele zmieniło się w europejskiej polityce i stosunku do ludzi ubiegających się w Europie o azyl. Pierwsza wielka tragedia, w której zginęło 366 osób, wstrząsnęła opinią publiczną. W pogrzebie na Lampedusie brał udział szef Komisji Europejskiej. Jeszcze w 2015 roku poruszały informacje o tysiącu ludzi, którzy zatonęli ściśnięci w ładowni kutra przeznaczonego dla kilkunastoosobowej załogi; jeszcze wstrząsały zdjęcia martwych dzieci na plaży. Libijscy przemytnicy wypuszczali na morze przeładowane pontony, często sami je podtapiali, i wysyłali sygnał SOS, który docierał do – najbliższego – rzymskiego Centrum Koordynacji Ratownictwa Morskiego. Według międzynarodowego prawa, kapitan ma obowiązek udzielić pomocy ludziom znajdującym się w niebezpieczeństwie na morzu i odstawić ich do bezpiecznego portu – czyli takiego, w którym zapewniona będzie humanitarna opieka, i w którym przestrzegane są prawa człowieka. W akcjach poszukiwawczo-ratowniczych, obok włoskiej straży przybrzeżnej, policji i karabinierów, brały udział również statki organizacji pozarządowych, kutry rybackie i prywatne jednostki. Jednak wraz z zaostrzeniem polityki migracyjnej Europy zmniejszał się teren poszukiwań i ilość statków ratowniczych. Prawdziwa zmiana nastąpiła, kiedy UE – w ramach operacji „Sophia” – zaczęła szkolić libijską straż przybrzeżną. Utworzono libijskie Centrum Koordynacji Ratownictwa Morskiego i ustalono obszar, na którym Libia jest odpowiedzialna za operacje ratownicze. Teraz sygnał SOS wysłany z pontonu trafiał nie do Rzymu a do Trypolisu. Jeśli rozbitków wyłowił statek organizacji pozarządowej powinien odwieść ich do wybrzeża Libii.

(Fot. Getty Images)

Tyle że porty w Libii nie mogą zostać uznane za bezpieczne. Według raportów Human Rights Watch i Amnesty International uchodźcy i imigranci próbujący dostać się do Europy przez Libię często są tam torturowani, mężczyźni bici a kobiety gwałcone. Przemytnicy nagrywają tortury i wysyłają filmy rodzinom żądając okupu – inaczej nie załadują torturowanego na ponton do Europy. Zawróconych z morza straż przybrzeżna wsadza do obozów, które tak naprawdę są więzieniami. Tam też ludzie są torturowani – bici, zmuszani do picia wody z ubikacji, duszący się w przeludnionych celach. Amnesty International opisuje historię kobiety, której ośmiomiesięczne dziecko zmarło, bo w areszcie nie zapewniono mu wystarczającej ilości jedzenia. Trudno się dziwić, że kapitanowie, którzy wyławiają ludzi z wody odmawiają odstawienia ich do Libii i obierają kurs na Włochy. Ale Włochy nie chcą tych statków wpuszczać do swoich portów. Kiedy w 2018 roku do władzy doszedł prawicowy rząd, a ministrem spraw wewnętrznych został Matteo Salvini, włoskie porty zostały zamknięte dla statków ratowniczych z rozbitkami. Dochodzi do sytuacji, kiedy uchodźcy i migranci spędzają na statkach po trzy tygodnie (ostatnio w grudniu 2018 roku – z malejącym zapasem jedzenia i pogarszającą się sztormową pogodą) zanim uda znaleźć się dla nich bezpieczny port. Czyli zanim któreś z europejskich państw zgodzi się przyjąć ich do siebie.

Politycy z coraz większą niechęcią patrzą na ciągle działające na Morzu Śródziemnym łodzie organizacji pozarządowych. Wyłowieni ludzie to problem – wygodniej, jeśli zajmie się nimi libijska straż. Albo jeśli utoną.

Od kilku lat praca organizacji pozarządowych jest utrudniana, a wolontariusze często oskarżani o napędzanie migracji, a nawet o współpracę z przemytnikami. W lecie 2017 roku Włosi zajęli Iuventę, kiedy wpłynęła do portu w Lampedusie. Zarekwirowali telefony i komputery. Zapowiedzieli, że postawią wobec załogi zarzuty. Z czasem okazało się, że łódź była na podsłuchu, a statek (ten i inne) szpiegowano.

Po zatrzymaniu Iuventy Pia Klemp dołączyła do organizacji Sea Watch. To razem z nimi przeżyła jedną z najtrudniejszych chwil na morzu. Dziennikarzom The Guardian opowiada historię jak w trakcie zabierania na pokład ludzi z pontonów podpłynęła do nich libijska straż przybrzeżna. Uszkodzili pontony, 40 osób utonęło, 40 wróciło do Libii, 60 zostało na statku Sea Watch. Wśród nich dwuletnie dziecko, które – gdy wyciągnęli je z wody – już nie oddychało. Nie pomogło sztuczne oddychanie i masaże serca. Chłopczyk umarł. Jego ciało musieli schować do zamrażarki. Żaden port w Europie nie chciał wpuścić rozbitków. Przez kilka dni pływali tam z powrotem z chłopcem w zamrażarce i jego matką na pokładzie. W takich momentach zastanawiasz się co powiesz tej kobiecie, której dziecko leży w zamrażarce na temat Unii Europejskiej, zwyciężczyni pokojowego Nobla – mówi Pia.

W marcu tego roku Unia Europejska wstrzymała patrolowanie wód Morza Śródziemnego ze statków – robi to tylko z powietrza. Szlak z Libii do Europy jest najniebezpieczniejszą trasą migracyjną na świecie. Według raportu ONZ w zeszłym roku ginęła co piętnasta osoba próbująca dostać się tą drogą do Europy. W sumie - sześć osób dziennie. A wiemy tylko o tych, których zauważyliśmy.

Kilka dni temu okazało się, że po dwóch latach od zatrzymania Iuventy, rząd Włoch rzeczywiście chce rozpocząć pozew przeciwko kapitance Klemp i jej załodze. Zarzut? Pomoc w przemycie ludzi. Prawo przewiduje za to karę do 20 lat więzienia albo 15 tysięcy euro za każdą nielegalnie sprowadzoną do Włoch osobę. Sama Pia na Morzu Śródziemnym uratowała ponad 6000 osób.

Rząd włoski twierdzi, że ma dowody, które obciążają załogę statku wskazując na kolaborację z przemytnikami. Załoga zaprzecza i stanowczo podkreśla, że zawsze przestrzegali międzynarodowego prawa. Jak w wywiadzie dla szwajcarskiej gazety Basler Zeitung powiedziała Pia: Jedyne, co robiliśmy to podążaliśmy za międzynarodowym prawem, zwłaszcza prawem morza, które podkreśla, że najważniejsze jest ratowanie ludzi w potrzebie. A teraz ratowanie jest kryminalizowane.

(Fot. Getty Images)

Naukowcy z Goldsmith University w Londynie uznali włoskie dowody są niewystarczające. Pia twierdzi, że proces to pokazówka, która ma odstraszyć innych od pomagania, a przy okazji stygmatyzować uchodźców. Jak mówiła Guardianowi: Nie ma takiej opcji, żebym poszła do więzienia za pomaganie ludziom w sytuacji zagrożenia życia. To absurdalne na tylu poziomach! Nie zaakceptuję niczego poza uniewinnieniem. Razem z resztą załogi na stronie iuventa10.org zbiera pieniądze na pokrycie kosztów procesu. Potrzebują 500 tysięcy euro. Kapitanka wścieka się na samą myśl o tym, ile akcji ratunkowych można by za te pieniądze przeprowadzić na morzu. Ale zapowiada, że będzie walczyć do końca – jeśli to będzie konieczne, to w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Ratowanie ludzi to nie przestępstwo.

W internecie trwa kampania #FreePia. Na stronie change.org można podpisywać petycję o wycofanie oskarżenia wobec załogi Iuventy. Jej autorzy piszą, że jeśli załoga zostanie skazana na 20 lat więzienia we Włoszech za ratowanie tonących w Morzu Śródziemnym ludzi, byłoby to bezwarunkowym poddaniem się człowieczeństwa w Europie. Do niedzieli wieczorem petycję podpisało 183 tysięcy osób.

Jedni w ratowaniu tonących ludzi widzą bohaterstwo, inni pomoc w nielegalnym przemycie. Podpisując petycję w obronie kapitanki Pii Klemp, sami wybieramy w jakiej Europie chcemy żyć. Ja chciałabym żyć w takiej, która nie traci duszy odmawiając pomocy potrzebującym. I, w której nie idzie się do więzienia za ratowanie życia. To przerabiali już nasi dziadkowie. I wiemy, czym to się kończy.

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij