Znaleziono 0 artykułów
23.12.2023

Żałuję, że zostałam matką, choć kocham moje dziecko

23.12.2023
Fot. Getty Images

Według badania SWPS z 2021 roku rodzicielstwa żałuje nawet 13 procent naszego społeczeństwa. Od 10 do 30 historii przychodzi co miesiąc na skrzynkę facebookowej strony „Żałuję rodzicielstwa” z 16 tysiącami obserwujących. Jej założycielka otrzymuje też sporo bezpośrednich wiadomości i często rekomenduje skorzystanie ze wsparcia psychologicznego. Tymczasem rodzicielstwo nie byłoby w wielu przypadkach tak przytłaczające, gdyby o jego trudach mówiło się więcej. O obalaniu tego tabu, o społeczności osób, które dzielą się rozterkami związanymi z byciem matką albo ojcem, rozmawiamy z założycielką facebookowej strony i grupy „Żałuję rodzicielstwa”*.

Co było impulsem do stworzenia „Żałuję rodzicielstwa”?

Najpierw trafiłam na „I Regret Having Children” dzięki Edycie Brodzie, która jest autorką bloga „Bezdzietnik”. Dzięki temu uświadomiłam sobie, jak duże jest zapotrzebowanie na tego typu treści i jak bardzo ludzie boją się o tym mówić, ponieważ to jest jedno z największych tabu. W Polsce brakowało miejsca takiego jak „I Regret Having Children”. „Żałuję rodzicielstwa” jest jego odpowiednikiem.

Uznałam, że wszystkie kobiety – bo najczęściej to kobiety – które żałują macierzyństwa czy też dla których okazało się ono nie takie, jak sobie wyobrażały, powinny mieć prawo głosu. Nawet jeśli chcą zabrać go anonimowo. Czas na pełen obraz rodzicielstwa, które nie jest samą radością, ale wiąże się też z masą wyrzeczeń i trudem. Mam wrażenie, że gdyby tego typu treści pojawiały się na bieżąco w naszej kulturze, to mniejsze byłoby zdziwienie niektórych osób po pojawieniu się w ich życiu dzieci. Tymczasem mamy wiele sytuacji, w których rodzicielstwo nie jest w ogóle przemyślane – zarówno pod względem emocjonalnym, jak i materialnym. I cierpią na tym wszyscy.

Jakie są najczęstsze źródła frustracji i rozczarowania rodzicielstwem?

Od małego wmawia się nam, że powinnyśmy rodzić, że macierzyństwo to największa radość, nawet jeśli nie przepadamy za dziećmi. Mam akurat bardzo dużo szczęścia, bo miałam dookoła siebie dużo kobiet, które mówiły mi prawdę, czyli że rodzicielstwo ma zarówno pozytywne, jak i negatywne aspekty. Wiele moich koleżanek nie miało tego szczęścia, nikt z nimi nie rozmawiał o trudach ciąży, o tym, czym jest poród, czym jest połóg, jak bardzo hormony wtedy szaleją, czym jest baby blues, czym jest depresja okołoporodowa czy poporodowa. Nawet w szkołach rodzenia nie ma tych kwestii w programie. A przydałaby się szkoła, do której przyszli rodzice mogliby pójść i dowiedzieć się, jak wyglądają poszczególne etapy rodzicielstwa. 

Wśród powtarzających się historii, które do mnie trafiają, są te, kiedy kobieta miała wątpliwości, czy chce urodzić dziecko, ale została namówiona przez partnera. Albo dziecko miało magicznie naprawić związek. Często słyszę też o presji na urodzenie dziecka ze strony rodziny, społeczeństwa. Brak potomstwa, niechęć do jego posiadania są postrzegane jako odstępstwo od normy. W ogóle mamy w Polsce problem z zaakceptowaniem wszystkiego, co jest w jakiś sposób inne.

Czy można wyróżnić kluczowe momenty, w których pojawia się świadomość, że decyzja o dziecku była jednak błędna?

Na pewno trudny jest moment zaraz po porodzie, kiedy kobiety rodzą się także jako matki. Zmienia się wtedy właściwie wszystko i nie każdy dobrze sobie radzi z tą zmianą, która wymaga gruntownego przeorganizowania życia. Często słyszę od koleżanek, że zazdroszczą mi, że jako bezdzietna mogę sobie wyjść, kiedy chcę, nie muszę się nikomu tłumaczyć i do nikogo dostosowywać. Kiedy wracam z pracy, mam święty spokój, a one zaczynają drugi etat. 

W dodatku brakuje wsparcia. Mówi się, że to wszystko kwestia organizacji, że skoro inni ludzie radzą sobie z rodzicielstwem, to i my sobie poradzimy. A kiedy to nas przerasta, pojawia się poczucie winy, prowadzące do spadku nastroju. Dodajmy do tego koszmarne niewyspanie, zmieniającą się dynamikę relacji z partnerem, przerzucanie się obowiązkami. Wielu mężczyzn ma też problem z tym, że partnerka nie jest już tak dostępna, że większość uwagi poświęca dziecku. U kobiety z kolei może pojawić się frustracja związana z mniejszą zwykle możliwością realizacji zawodowej. 

Przeglądając historie publikowane na grupie, zauważyłam, że zdecydowanie mniej jest głosów mężczyzn.

Myślę, że mężczyźni są zwykle tak wychowywani, że trudno im przychodzi mówienie o tego typu sprawach, emocjach. Często można się spotkać z wyznaniami, że mężczyzna do rodzicielstwa został przymuszony. Partnerka na przykład kłamała, że bierze tabletki, i liczyła, że choć on dziecka nie chce, to jak ono się urodzi, on je pokocha, odmieni mu się. Oczywiściewrobienie mężczyzny w dziecko jest wysoce naganne, uważam, że ludzie powinni ze sobą szczerze rozmawiać o tym, czy chcą mieć dzieci, i powinni to robić tak często, jak potrzeba, żeby być na bieżąco. Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego mężczyźni, którzy nie chcą dzieci, nie zabezpieczają się, nie decydują się na wazektomię. Czymś normalnym jest, że kobiety martwią się o antykoncepcję, biorą tabletki. W przypadku mężczyzn nie ma takiej troski. 

Fot. Getty Images

Jak można sobie radzić z sytuacją, kiedy zarówno kocha się swoje dziecko, jak i tęskni za życiem, jakie się wiodło, zanim ono przyszło na świat, żałuje się swojej decyzji?

Myślę, że kluczowe jest uzyskanie wsparcia. Bardzo często żal pojawia się wtedy, gdy nie mamy wystarczająco dużo wsparcia. Warto się zastanowić, jak mogę sobie pomóc, jak inni mogą mi pomóc, co mogę wyegzekwować na przykład od męża, który dzieckiem zajmuje się kilkanaście minut dziennie, mimo że też dziecka chciał. 

Ważna jest także terapia własna, jeśli oczywiście nas na nią stać. Jeśli dobrze wybierzemy terapeutę, pomoże nam uporać się ze zmianą, która jest dla nas trudna. 

Jestem pewna, że pomaga też odwalenie się od samej albo samego siebie. Nic się stanie, jeśli nie ugotujemy obiadu z dwóch dań, nie posprzątamy w salonie, zrobimy sobie dzień odpoczynku. Moja przyjaciółka jest matką trójki dzieci i powiedziała mi kiedyś, że macierzyństwo trzeba sobie umeblować do swojego stylu życia, żeby jakoś przeżyć. I bardziej słuchać swojej intuicji niż dobrych rad innych. 

Jak udało się pani stworzyć wspierającą się, niehejtującą i nieoceniającą społeczność? 

Nie było łatwo. Na początku liczba różnych historii mnie przytłoczyła. Jakbym otworzyła puszkę Pandory. Z kobiet wylało się morze poczucia niesprawiedliwości, rozgoryczenia, żalu. Po pewnym czasie się uspokoiło, a ja nauczyłam się regulować swoje emocje, mniej brać do siebie. W tej chwili grupą zarządzają trzy wspaniałe dziewczyny, ja się trochę odcięłam, ale stronę nadal prowadzę, bo czuję, że to moja misja. Najtrudniejsze było pogodzenie kilku światów: osób żałujących rodzicielstwa, osób posiadających dzieci, ale nieżałujących, osób zastanawiających się nad posiadaniem dzieci oraz bezdzietnych z wyboru. Na grupie próbowałam ich wszystkich zebrać razem i udowodnić, że możemy ze sobą żyć, a strona i grupa pomagają każdej z nich. Głęboko wierzę, że zarówno dzietni, jak i bezdzietni, przy odrobinie dobrej woli, mogą się zrozumieć i od siebie czerpać. Sama jestem osobą bezdzietną z wyboru, a przecież założyłam stronę i grupę dla osób, które żałują rodzicielstwa. Jestem dowodem na to, że istnieją osoby bezdzietne, które potrafią zrozumieć rodziców, dać im wsparcie i przestrzeń do dzielenia się doświadczeniem. 

Czy z pani perspektywy od czasu powstania strony w 2021 roku tabu wokół żałowania rodzicielstwa w naszym kraju choć trochę osłabło?

Mam wrażenie, że coraz częściej mówi się o tym, że brak dzieci to wybór, jak dotyczący każdej innej sprawy. Ostatnio czytałam badania, według których 85 procent respondentów rozumie, że ktoś może dzieci nie chcieć. Myślę, że to duży progres. Jeśli chodzi o żałowanie rodzicielstwa, to nadal jest to tabu, ale badania dr. Konrada Piotrowskiego z Uniwersytetu SWPS (w których trochę pomogłam jako administratorka strony) pokazały, że jest to ważny problem, który wymaga debaty i dalszego monitorowania. To zjawisko społeczne, które istnieje, niezależnie od tego, kto i co sobie o tym myśli. 

Miałam kilka celów, gdy zakładałam „Żałuję rodzicielstwa”. Było wśród nich odczarowanie cukierkowego rodzicielstwa i pokazanie jego ciemniejszych barw, aby osoby, które rozważają zostanie rodzicami, miały pełen obraz. A także danie przestrzeni osobom żałującym bycia matką czy ojcem, żeby podzieliły się swoim świadectwem – ma to często wymiar terapeutyczny dla nich i edukacyjny dla czytelników. Chodziło mi też o uruchomienie debaty (o szeroko zakrojonych badaniach, takich jak badania dr. Piotrowskiego, nawet nie marzyłam) na temat skutków nieprzemyślanego rodzicielstwa. I o stworzenie miejsca, w którym osoby żałujące nie będą bały się mówić, nawet jeśli robią to anonimowo.

Myślę, że każdy z tych celów zrealizowałam, a liczba obserwujących i komentujących pokazuje, że prezentujemy wartościowe treści. Za każdym razem, kiedy czytam, że komuś pomogła jakaś historia, ktoś coś przemyślał, czymś się zainspirował czy też zrobiło mu się po prostu lżej na duszy, to czuję, że idę w dobrą stronę. Miejmy nadzieję, że za jakiś czas dożyję momentu, w którym ten temat nie będzie tabu, a osoby żałujące nie będą musiały chować się za anonimowymi postami.

*Na próśbę rozmówczyni nie podajemy jej imienia i nazwiska.

Paulina Klepacz
Proszę czekać..
Zamknij