Znaleziono 0 artykułów
25.07.2022

Antoni Porowski: Możemy być tym, kim chcemy

25.07.2022
Fot. Materiały prasowe

Antoni Porowski, aktor i kucharz, stał się międzynarodową gwiazdą dzięki programowi „Porady różowej brygady”, a w serialu „Królowa” gra asystenta Andrzeja Seweryna. Nam opowiada o swoich polskich korzeniach i o tym, dlaczego ogromne znaczenie ma reprezentacja społeczności LGBT+. Zdradza też, czego nauczył się na planie produkcji Netfliksa i co poczuł po metamorfozie w drag queen.

Kiedy kręcił odcinki „Królowej”, mieszkał w warszawskim hotelu. Żałuje, bo nie miał dostępu do kuchni, w której mógłby ugotować coś pysznego dla ekipy serialu. To właśnie z kulinarnych umiejętności zasłynął w „Poradach różowej brygady”. Sam uwielbia polskie specjały. – Kocham pierogi i chleb ze smalcem. Jedną z moich ulubionych potraw jest bigos, który przyrządzali moi rodzice. Zajadałem się nim, gdy wracałem z nart. Jego smak przypomina mi dzieciństwo – wspomina Antoni. 

Jest synem Polaków, którzy wyemigrowali do Kanady wraz z dwiema starszymi siostrami Antoniego. On urodził się już w Montrealu w 1984 roku, a do Stanów Zjednoczonych wyprowadził się, aby rozpocząć karierę aktorską. Pochłonęło go jednak gotowanie. W 2018 został jednym z prowadzących „Porady różowej brygady”, w którym piątka nieheteronormatywnych osób pomaga odmienić się bohaterom programu. W 2022 roku Antoni pojawił się w serialu „Królowa”.

Fot. Materiały prasowe

Jak trafiłeś na plan „Królowej”?

Aktorstwo zawsze było moją pasją! Przeprowadziłem się do Nowego Jorku, żeby zająć się teatrem. Zacząłem uczyć się aktorstwa w konserwatorium Neighborhood Playhouse. Brałem udział w różnych przesłuchaniach. Najczęściej jednak były to niewielkie role francuskich kelnerów, bo pochodzę z Montrealu i mówię po francusku, albo, przez moje imię, Rosjan, Ukraińców lub Polaków. Bardzo łatwo dać się zaszufladkować. Zdążyłem zagrać parę ról i dostałem propozycję dołączenia do nowej obsady „Porad różowej brygady”, którą przyjąłem. Uwielbiam tę pracę, gotowanie jest ważną częścią mojego życia. Doceniam też oparcie formatu programu na storytellingu. W czasie pandemii zacząłem jednak głęboko zastanawiać się nad moim życiem.

I co sobie uświadomiłeś?

Że aktorstwo to coś, co najbardziej kocham. W tym samym czasie wydarzył się Marsz Równości w Białymstoku. Wiele osób tagowało mnie na Twitterze. Zobaczyłem dziesiątki filmów, wideo pokazujących, jak ludzie stosują różne formy przemocy wobec osób ze społeczności LGBTQ+. Mam polskie korzenie, a moja nieheteronormatywna tożsamość zawsze była dla mnie bardzo istotna. Poczułem, że powinienem zabrać głos, zaangażować się w działania na rzecz polskiej społeczności. Odezwałem się do Netflixa. Okazało się, że właśnie produkują wiele fantastycznych programów w północno-wschodniej Europie, szczególnie w Polsce. Chciałem wziąć w czymś udział. Rozpuściłem wici. Wreszcie odezwano się z projektem zatytułowanym „Królowa”.

Pierwsze wrażenie po przeczytaniu scenariusza?

Czytając, miałem gęsią skórkę! Myślałem o Andrzeju Sewerynie, ikonie aktorstwa w Polsce i we Francji. O kimś, kto przyjmuje rolę na przekór tradycyjnym symbolom męskości. Byłbym zaszczycony, gdyby przyjęto mnie do tego serialu jako statystę. Tymczasem otrzymałem rolę asystenta głównej postaci. Na planie mogłem poznać nie tylko pana Seweryna, ale też wiele fantastycznych osób. I trochę dowiedzieć się, jak wygląda rynek filmowy Polsce.

Co najbardziej podoba ci się w aktorstwie?

Porady różowej brygady” nie są oparte na scenariuszu, nie ma tam akcji, cięć. Co prawda mamy reżysera, ale jest on bardziej odpowiedzialny na przykład za oświetlenie czy rozmieszczenie osób przed kamerą. Gdy ta jest włączana, nie zatrzymujemy się, ponieważ chcemy oddać prawdziwe doświadczenie osób, którym pomagamy. W filmie czy serialu spieszysz się, a następnie czekasz. Uczysz się swoich kwestii. Wszystko opiera się na powtarzaniu, żeby być jak najbliżej perfekcji. Ta forma pozwala mi w inny sposób użyć mojego mózgu niż przy pracy nad programem, co bardzo lubię.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że twoją odpowiedzialnością jest reprezentowanie społeczności LGBTQ+. Dlaczego taka reprezentacja ma znaczenie?

Nie będę udawać, że w pełni wiem, jak to jest być osobą ze społeczności LGBTQ+ w Polsce. Czerpię informacje z mediów, rozmów z przyjaciółmi i od mojego lektora języka polskiego z Warszawy. Prowadzę uprzywilejowane życie. Mieszkam w Nowym Jorku, liberalnej bańce, gdzie łatwo zapomnieć, że nieopodal są ludzie, którzy nie mieli tyle szczęścia co ja. Jednak polska kultura była bardzo ważna w trakcie mojego dorastania i jest częścią mnie. W Kanadzie chodziłem do polskiej szkoły i do kościoła, jadłem polskie jedzenie. Teraz mogę korzystać z mojej rozpoznawalności, być reprezentantem. Mówić głośno z drugiej strony Atlantyku, że polska społeczność LGBTQ+ przeżywa piekło we własnym kraju, że nie ma równych praw z cis hetero rodakami. Nie wystarczy, że pojawię się na ekranie telewizora, chcę się faktycznie zaangażować.

Gdzie w czasie dorastania szukałeś reprezentacji?

Identyfikuję się jako osoba o płynnej tożsamości seksualnej. Byłem w związkach zarówno z kobietami, jak i mężczyznami. W dzieciństwie nie widziałem kogoś takiego jak ja w mediach, filmie czy telewizji. Jeżeli pojawiali się geje, to bardziej w komediowym charakterze. Filmy „Tajemnica Brokeback Mountain” oraz „I twoją matkę też” trochę później weszły do kin. Czy kiedykolwiek pomyślałem, że to ja będę jednym z reprezentantów queerowej społeczności? Nie. Ale dostałem ten przywilej. Teraz, jako osoba dorosła, mogę zadbać, by następne pokolenia dzieciaków coraz rzadziej doświadczały osamotnienia, którego ja doznałem. Mam nadzieję, że oglądając mnie, pomyślą: „Skoro on tak może, dla mnie też jest szansa”. 

Reboot „Porad różowej brygady” ma ogromne znaczenie dla queerowej społeczności. Wiedziałeś, na co się piszesz?

Zupełnie nie. Jeżeli mam być szczery, na początku bardzo obawiałem się przyjęcia tej propozycji. Byłem uprzedzony do reality tv. Poza tym „Queer Eye”, czyli „Porady różowej brygady”, to najbardziej gejowski tytuł świata. Orientacja seksualna i tożsamość były moją prywatną sprawą i dzieliłem się nimi tylko z najbliższymi przyjaciółmi. Po moim udziale w programie miały stać się czymś jawnym, a ja miałem być zmuszany do dzielenia się osobistą historią. Początkowo jako uczestnik show nie chciałem wyjść z bezpiecznej skorupy. Jednak słuchając bohaterów i bohaterek, którym pomagaliśmy, ich osobistych doświadczeń, nie mogłem nie zaoferować własnej opowieści. Nie jestem dziennikarzem, ale kimś, kto uwielbia nawiązywać relacje z innymi, nieważne, czy ze scenariuszem, czy bez niego. 

Pamiętam, że przed premierą pierwszego sezonu wraz z moim tatą, macochą i kumplem z planu Tanem [Francem – przyp. red.] pojechaliśmy na wakacje na Karaiby. Mieliśmy dużo wolnego czasu, który spędzaliśmy na opalaniu, pływaniu i czekaniu na start programu. Zastanawialiśmy się z Tanem: „Czy nasze życie zupełnie się zmieni?”. Mieliśmy już takie przeczucia przez energię, która panowała na planie. Zdarzało się, że kamerzyści płakali, kręcąc niektóre sceny. Ale unikałem ekscytacji. Tak długo czekałem na ten moment w mojej karierze. Nie chciałem robić sobie nadziei. Dlatego liczyłem na najlepsze, ale przygotowywałem się na najgorsze. 

Czy pomaganie innym jest dla ciebie największą nagrodą?

Staram się mieć pewność, że robię coś ze słusznych powodów, czyli że nie kierują mną tylko osobiste pobudki, co nazywam syndromem McDonalda. Kiedy stołujesz się w tym fast foodzie, czujesz się naprawdę dobrze przez 5 minut, a po tym czasie zaczynasz się czuć jak śmieć. Następnie znowu jesteś głodny i ponownie masz ochotę na coś z ich menu. Dlatego naprawdę staram się, by moje motywacje były głębsze. A to, że w jakiś sposób przyczyniam się do zmiany, pozwala mi lepiej spać.

Jak wielkie znaczenie może mieć pierwszy polski serial o drag queen w naszym kraju?

Pomyślmy na przykład o zmianach, które mogą zajść w ojcach hetero, wychowanych bardzo konserwatywnie, których dzieciaki włączą „Królową”. To idealny serial dla całej rodziny, pełen czułości i humoru. Pokazuje rodzinną dynamikę kompleksowo. Oglądając go, byłem zaskoczony, jak mocno odnoszę fabułę do relacji w mojej rodzinie. Wiele dowiedziałem się o barierach w komunikacji, o tym, co dzieje się, gdy unikamy trudnych rozmów, a nawet jak istotna jest terapia! „Królowa” pokazuje, że nigdy nie jest za późno na zmianę. Starsze pokolenia zauważą, że warto mieć otwartą głowę, akceptować. Natomiast społeczność LGBTQ+ jest reprezentowana. 

Wspomniałeś o specjalnej energii, która była odczuwalna na planie „Porad różowej brygady”. Czy podobne emocje tworzenia czegoś wyjątkowego pojawiły się podczas prac nad „Królową”?

Byliśmy podekscytowani, że Andrzej Seweryn przyjął rolę Loretty. Z tego, co słyszałem, od dawna szukał postaci, która będzie dla niego miała tak ogromne znaczenie. Ten człowiek jest nie tylko ikoną, ale też prawdziwą gwiazdą. Gdy pojawił się na planie, od razu było czuć jego obecność, ale jednocześnie nie był onieśmielający. Chciał współpracować. Wszystkich traktował na równi. To spowodowało, że byliśmy zrelaksowani. 

Zauważyłem jeszcze jedną istotną rzecz. Generalizując, osoby identyfikujące się jako LGBTQ+ bardzo często pracują przy stylizacjach, make-upie i wszystkim, co jest z tym związane. Tworzą artystyczną społeczność w branży rozrywkowej. Fajnie, że mogli wspólnie pracować przy „Królowej”. 

W innym wywiadzie powiedziałeś, że bardzo często jesteśmy uczeni, by zawstydzały nas rzeczy, które tak naprawdę nie powinny. Myślisz, że to może dotyczyć robienia dragu przez osoby queerowe?

Nie mogę mówić za wszystkie osoby ze społeczności, ponieważ mamy różne doświadczenia. Myślę jednak, że toksyczna męskość i zinternalizowana homofobia skutecznie nam przeszkadzają. Nie byłem drag queen w „Królowej”, ale Miz Cracker [drag queen, uczestniczka „RuPaul’s Drag Race” – przyp. red.] kilka lat temu zrobiła mi drag makeover podczas Pride Month. Pamiętam moje przerażenie. Nie miałem pojęcia, jak poruszać się jak kobieta czy jak nakładać makijaż… Gdy dotarłem na plan, dowiedziałem się, że przez trwającą trzy godziny metamorfozę nie będą mógł spoglądać w lustro! Miz Cracker uczyła mnie chodzić. Powiedziała: „Jesteś za sztywny. Musisz się trochę rozluźnić”, albo: „Chodząc, poruszasz ramionami. Kobiety chodzą biodrami”. Nie rozumiałem, kiedy mówiła, że muszę „nosić się” w inny sposób. Wtedy przyniosła lustro. Zobaczyłem swoje odbicie i najpierw bardzo się wzruszyłem. Pomyślałem: „Wow, jestem piękny!”. Nigdy wcześniej nie określiłbym się tym słowem. I w jakimś sensie nie widziałem swojego odbicia, tylko jakąś wersję siebie, o której istnieniu nie miałem pojęcia. Zmieniła się moja postawa i sposób poruszania. Zrozumiałem, jak trzeba ułożyć swoje ciało, kiedy masz na sobie ciasną sukienkę, obcasy, perukę i make-up. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Polecam je każdemu. 

Zaprzyjaźniona drag queen też zrobiła mi makeover. Miałem bardzo podobne wrażenie co ty!

To dziwne uczucie, prawda? Mężczyźni na ogół bardzo stereotypowo prezentowani są w mediach. Generalizując, kiedy widzimy takie figury w telewizji czy filmie, obserwujemy naszych ojców i wujków, świadomie lub podświadomie staramy się ich naśladować. Niesamowite jest, jak zmienia się postrzeganie świata, gdy dostajemy inną reprezentację. Kiedy patrzę na moich wolnych od uprzedzeń przyjaciół z dziećmi, słyszę: – Mam syna, który na pewno woli dziewczynki. Kocha sport, ale też fascynuje go Elsa z „Krainy lodu”. Uwielbia kolor różowy i fioletowy. Nieustannie chce malować paznokcie. Dla moich przyjaciół to zupełnie normalne. Kiedy dorastałem, mój świat był podzielony binarnie. Nie miałem wyboru. To niesamowite, jaką wolność daje odrzucenie tych schematów. Możemy być tym, kim chcemy. Bez ograniczeń.

Jakub Wojtaszczyk
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Antoni Porowski: Możemy być tym, kim chcemy
Proszę czekać..
Zamknij