Znaleziono 0 artykułów
13.07.2022

10 najciekawszych filmów festiwalu Nowe Horyzonty 2022

13.07.2022
Pięć diabłów /(Fot. materiały prasowe)

Wrocławskie Nowe Horyzonty to od lat stały punkt wakacyjnej mapy. Na co – oprócz największych hitów Cannes i Wenecji, a także retrospektyw Agnieszki Holland i Jonasa Mekasa – warto zwrócić uwagę? Polecamy 10 najciekawszych filmów tegorocznego festiwalu.

„Chora na siebie”, reż. Kristoffer Borgli

Niektórzy mają naturalne predyspozycje do wielkości, inni muszą w bólach wymyślić wersję siebie, którą chcą uwieść świat. Wyjątkowo specyficzny pomysł na to ma dwudziestokilkuletnia Signe, egocentryczna baristka, której największym marzeniem jest być docenioną i uwielbianą. Patologiczna kłamczucha i mitomanka jest w związku z egocentrycznym artystą Thomasem (choć łatwiej byłoby go nazwać hochsztaplerem i złodziejem). Sukces Thomasa jest dla Signe nie do zniesienia, a wymiany złośliwości w sadystycznym związku przestają wystarczać. Signe postanawia wybić się... ciężko chorując. A że nic jej nie dolega, w tajemnicy przed światem krok po kroku zatruwa samą siebie coraz bardziej. „Chora na siebie” bezlitośnie dworuje sobie ze świata sztuki, kompulsywnie szukającego nowych objawień, nieszczerze inkluzywnego świata mody i społeczeństwa, które usiłuje się jakoś odnaleźć, rozdarte między instynktowną potrzebą szydery a polityczną poprawnością. Borgli przesuwa granice czarnej komedii dalej niż to przyjęte, co jednocześnie bawi i wiąże w brzuchu supeł.

„Godland”, reż. Hlynur Pálmason

Godland /(Fot. materiały prasowe)

Jeśli uwierzyć, że film potrafi oddać ducha miejsca, „Godland” jest zapisem ducha Islandii. Mamy koniec XIX w. Na wyspę przypływa luterański ksiądz Lucas, który ma stworzyć nową parafię, jednak najpierw musi przeprawić się przez nieprzyjazne bezdroża – wysokie, wilgotne trawy, oblodzone zbocza i lodowate rzeki. Młodemu Duńczykowi towarzyszy lokalny przewodnik Ragnar. Lucas jako kolonizator ma pozycję, Ragnar wiedzę na temat ziemi, po której kroczą, fizyczną siłę i duszę. Ksiądz z każdym krokiem coraz mocniej wątpi w siebie, swoje powołanie i możliwości. Czuje się bezbrzeżnie samotny i zgorzkniały, a złe emocje kieruje w stronę stoickiego Ragnara. Jedyne, co pozostaje w nim boskie, to przebłysk światła na migawce archaicznego aparatu, który uparcie za sobą ciągnie. Film Pálmasona („Biały, biały dzień”) to wymagające, bardzo powolne kino, ale jeśli dać mu czas i uwagę, z tego medytacyjnego seansu wyjdzie się odmienionym.

„Holy Spider”, reż. Ali Abbasi

Holy Spider /(Fot. materiały prasowe)

Irański film, który wymyka się stereotypom. Rozgrywający się w nocnych plenerach irańskiego Meszhedu gęsty thriller, oparty na prawdziwej historii Saeeda Hanaeiego, seryjnego mordercy, który na początku lat dwutysięcznych zabijał okoliczne seksworkerki, twierdząc, że dokonuje oczyszczenia społeczeństwa z brukających je elementów. Główną bohaterką jest Rahimi (słusznie nagrodzona w Cannes Zar Amir Ebrahimi), dziennikarka śledcza, która w obliczu ślamazarnych działań policji postanawia dociec prawdy na temat tajemniczego mściciela. Zdeterminowana kobieta musi przedrzeć się przez rzeczywistość, która systemowo gardzi kobietami – zarówno nią, jak tymi zniszczonymi opiatami, gdzieś na rogu slumsów, sprzedającymi ciało. Społeczeństwo jest wręcz skłonne wybaczyć okrutne zbrodnie, jeśli popełnia je powszechnie szanowany mężczyzna wycierający sobie gębę szczytnymi hasłami. Tym bardziej że z powodu odium wstydu towarzyszącego ich zajęciu, ofiary nierzadko są nawet po śmierci odrzucane przez swoich bliskich. Abbasi przez cały film utrzymuje wywołujący dreszcze mroczny klimat, ale bardziej niż złapanie zabójcy interesuje go postawienie przed ludźmi lustra.

„Matka i syn”, reż. Léonor Serraille

Matka i syn /(Fot. materiały prasowe)
Matka i syn /(Fot. materiały prasowe)

Przepiękna historia, która z sukcesem łączy kilka odrębnych wątków. Jest koniec lat 80. XX w., gdy młodziutka Rose wraz z dwoma synami przyjeżdża z Wybrzeża Kości Słoniowej do Francji. Kobieta jest zdeterminowana, by zbudować im na miejscu lepsze życie, ale jej pomysły, jak to zrobić, nie zawsze wydają się trafione. Rose nie wpisuje się w stereotyp pozbawionej pragnień matki cierpiętnicy, ma też wielką potrzebę niezależności. Jej synowie, coraz częściej pozostawiani sami sobie, nie mogliby być bardziej od siebie różni, ale będą musieli wspólnie dorosnąć w przyspieszonym tempie, niejednokrotnie mocno się parząc. Léonor Serraille opowiada zarówno o społecznych napięciach i zadrach tkwiących w postkolonialnej rzeczywistości, jak i o mrokach dojrzewania i trudach znalezienia więzi w strukturze, która rzekomo ma tę więź dawać sama z siebie rodzinie.

„Niewinność”, reż. Lucile Hadžihalilović

Idealna opowieść na przywitanie się z wyjątkowym filmowym uniwersum, stworzonym przez bohaterkę jednej z tegorocznych retrospektyw. I ciekawostka – młodziutka, jeszcze wówczas międzynarodowo nieznana Marion Cotillard w nieoczywistej roli. Hadžihalilović zaprasza widza do tajemniczej, odseparowanej od rzeczywistości szkoły dla dziewcząt, w niedookreślonej przestrzeni ukrytej pośród gęstych lasów i jezior. To tam, wedle deklaracji ciała pedagogicznego, małe poczwarki mają stać się pięknymi motylami. Ale proces, który im ten rozwój ma umożliwić, jest w istocie systemem karbowania, przycinania i trymowania. Poziom opresji wydaje się nie do zniesienia. To intymny, magiczny i poruszający film o trudach dorastania, bycia „na pograniczu światów”. Zanurzony w onirycznej, wykreowanej z dbałością o najmniejszy szczegół, przestrzeni, także dźwiękowej.

„Pięć diabłów”, reż. Léa Mysius

Pięć diabłów /(Fot. materiały prasowe)

Nieoczywista duchowa siostra „Silent twins” Agnieszki Smoczyńskiej. Kolejny film młodej francuskiej reżyserki („Ava”) i scenarzystki („Paryż, 13. dzielnica”) to przestrzeń, w której magia miesza się z bolesną rzeczywistością. Młodziutka Vicky jest outsiderką, zafascynowaną światem zapachów i potrafiącą je odtwarzać. Powąchanie słoiczka przenosi wąchającego do innego momentu, świata. Kiedy Vicky odtworzy zapach swojej ukochanej mamy Joanne (Adèle Exarchopoulos), wejdzie tym samym w jej nieoczywistą przeszłość i pozna skrzętnie skrywane sekrety. W tym samym czasie w ich domu pojawia się dawno niewidziana siostra męża Joanne, Julia. Jej wizyta wprowadzi do domostwa ogromne napięcie, także seksualne. „Pięć diabłów” to wizualnie porywający, intymny thriller fantasy o tym, że nie wolno odkładać życia na później, że demony schowane w pudełku zawsze prędzej czy później z niego wylezą, a niespełnione pragnienia mają obezwładniającą moc.

„Ul”, reż. Blerta Basholli

Ubiegłoroczny triumfator Sundance to historia oparta na faktach. Opowieść o Fahrije (debiutująca w pełnym metrażu Yllka Gashi), która straciwszy męża podczas wojny w Kosowie, jest zmuszona sama zadbać o los swój i bliskich. Aby dorzucić parę groszy do wypłaty, z powodzeniem rozkręca biznes produkcji ajwaru, jednocześnie aktywizując lokalną kobiecą społeczność. Jednak jej przedsiębiorczość nie podoba się przyzwyczajonym do patriarchalnego porządku lokalsom, a atmosfera robi się nie tyle niemiła, co wręcz niebezpieczna. Ale Fahrije się tak łatwo nie podda. Oprócz żyłki przedsiębiorczyni ma w sobie duszę aktywistki i fighterki, a ubezwłasnowolnienie, które dotyka wdowy, jest gotowa przekuć w szansę na emancypację. „Ul” nie jest filmem optymistycznie odczarowującym mizoginiczną rzeczywistość, ale pokazującym wąziutką szczelinę, którą można choć próbować się z niej wydostać. To seans, który sporo wymaga, ale bardzo dużo daje.

„You won’t be alone”, reż. Goran Stolevski

Oglądając ten film na festiwalu Sundance, rozmyślałam, że to propozycja idealna dla widzów Nowych Horyzontów. I proszę! Opowieść snuta przez Gorana Stolevskiego jest mocno zakorzeniona w macedońskim folklorze, ale sięga szerzej i głębiej. Bohaterką jest podróżująca przez dekady krwiopijcza wiedźma przyjmująca ciała kolejnych pożeranych przez siebie ludzi. Przyoblekając różne skóry i znajdując się w różnych sytuacjach, miejscach, czasach, uczy się ona mimowolnie, czym jest człowieczeństwo. Stolevski, chętnie czerpiąc z folkowych klimatów i body horroru, mówi o naturalnym cyklu narodzin i śmierci, który popycha świat naprzód, o samotności, miłości, potrzebie bliskości. Choć czasami sztuczny pypeć nie trzyma się tak dobrze, jak mógłby, „You wont be alone” pozostaje hipnotyzującym seansem.

„Meduza”, reż. Anita Rocha da Silveira

W mitologii Meduza została ukarana przez dziewiczą boginię Atenę za utratę tegoż dziewictwa. Dziś o czystość walczy Mari, młoda Brazylijka dorastająca w świecie, który wymaga od niej perfekcji na każdym polu. Mari mieszka w idealnym, chrześcijańskim miasteczku, zarządzanym przez charyzmatycznego pastora. Tu porządku strzegą grupy żołnierzy Chrystusa, a młode kobiety w ramach ewangelizacyjnego gangu namierzają wszelkie „dziwki”, które mają czelność pragnąć zmysłowych uciech. A wszystko z popową pieśnią na ustach i w perfekcyjnym makijażu – w końcu przyszły oblubieniec patrzy! Pewnego dnia rutynowa terapia nawracająca na czystość zawodzi i Mari spotyka się z aktywnym oporem ze strony jednej ze „zbrukanych” dziewcząt, która o to, by nie przejść na jedyną właściwą stronę mocy, walczy jak lwica. Ten moment stanie się dla Mari przełomem i otworzy oczy na nadużycia i winy świata, który dotychczas ślepo gloryfikowała. Nieoczywisty, zabawny, momentami wzruszający film o buncie przeciwko mizoginicznej opresji, bogaty w celne nawiązania do brazylijskiej – i nie tylko – rzeczywistości.

„Rodeo” , reż. Lola Quivoron

Rodeo /(Fot. materiały prasowe)

Podczas kiedy Cannes ekscytowało się wizytą superszybkich jetów z filmu „Top Gun: Maverick”, w tle wyrastała nowa gwiazda manewrów na ryczącej maszynie. Julia (charyzmatyczna debiutantka Julie Ledru) w domu nie może liczyć na wsparcie, a sens odnajduje, gnając bez kasku na motorze z rozwianym włosem. Dziewczyna poznaje środowisko młodych motocrossowców, którzy w pogoni za adrenaliną nie patrzą na zasady BHP. Żeby udowodnić, że zasługuje, by tu być, wejdzie w niebezpieczną rywalizację z nie zawsze jej przychylnymi mężczyznami: kto szybciej pojedzie, kto zrobi bardziej szaleńczą ewolucję, kto ukradnie lepszą furę w bardziej bezczelny sposób. Konsultantem reżyserki był Mathieu Lardot, specjalista od kaskaderskich numerów, znany m.in. z serii o Bondzie. Klimatycznie nakręcony film Quivoron pozwala widzowi poczuć na karku oddech niebezpieczeństwa, ale też upajający adrenalinowy haj.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij