Znaleziono 0 artykułów
20.12.2023

Julianne Moore i Natalie Portman są w „Obsesji” doskonałe. Zresztą jak cały film

20.12.2023
Natalie Portman i Julianne Moore w filmie May December / (Fot. Materiały prasowe)

Julianne Moore gra rolę psychotycznej księżniczki zgoła heroicznie. Jej duet z Natalie Portman w „Obsesji” – bo tak niestety brzmi drętwy przekład melodyjnego tytułu „May December” – to pokaz mistrzowskich umiejętności obu aktorek. Todd Haynes, zwany reżyserem kobiet, nakręcił właśnie swój najlepszy film od czasu nagrodzonego w Cannes „Carol”.

To nie tak, jak myślisz. Nie tak, jak chcesz, żeby było. A mimo to nagi fakt domaga się nagłej zmiany perspektywy. Na nic się zdadzą słowa protestu: „Nie jestem taka”, „Poczekaj, wszystko ci wytłumaczę!”. Czynu nie da się przykryć, bezczelnie wyziera spod komentarza. Rzut oka na scenę zdarzeń uruchamia przewrót kopernikański. Mleko się rozlało, nie da się cofnąć akcji. Można prześledzić przebieg wypadków. Rzeczy widziane wstecz nabierają nowych znaczeń. Przecież od dawna coś było nie tak, tylko się tego nie dopuszczało. Szok najpierw tężeje, następnie rozpuszcza się, paruje, nasiąka nim całe otoczenie.

Przybywamy na miejsce zbrodni długo potem. Ludzie objęli sytuację wyrozumiałym milczeniem. Wysłuchali wyjaśnień i od 23 lat uczą się wierzyć zeznaniom uczestników zdarzeń. Zwątpienie pogrzebał kurz przyzwyczajenia. W końcu ile da się trwać w stanie permanentnego wzburzenia. Powrót do normalności jest silniejszy niż wola niezgody. Nawet tabloidy przestają wreszcie relacjonować sensację i życie na przedmieściach znów toczy się swoim torem – powoli i przewidywalnie.

W najnowszym filmie Todda Haynesa „Obsesja” (oryg. „May December”) obserwujemy parę z dużą różnicą wieku. Są dorośli, więc po co się wtrącać?

Znajduje się jednak osoba, która zaczyna drążyć sprawę sprzed dekad. To Elizabeth (Natalie Portman), aktorka, która przyjeżdża przygotować się do roli. Podchodzi do sprawy na tyle poważnie, jakby od jej kreacji zależała pamięć o prawdziwych ludziach. Dlatego nie przebiera w środkach: zadaje trudne pytania poturbowanym świadkom zdarzeń, wchodzi z notatnikiem w cudzą intymność. Wszystko po to, by jak najlepiej zbudować postać, dogłębnie ją zrozumieć i nie oceniać, choć tak się przecież nie da. Ale – wszystko dla sztuki!

Przyjeżdża w maju – pogoda jest piękna, Elizabeth wpada akurat na barbecue. Na schodach podmiejskiej willi gospodarzy znajduje pudełko z kupą w środku. Podrzuca je ktoś nieprzychylny, próbując zepsuć atmosferę. Mieszkańcy zdają się tym nie przejmować, bawić dobrze, serdecznie przyjmując gości. Dorosłe dzieci zaraz odchodzą z domu, czekając tylko na ceremonię ukończenia szkoły. Wizja „pustego gniazda” wisi w powietrzu, choć ojciec studentów Joe (Charles Melton, czyli Reggie Mantle i nastoletni Marty Mantle z „Riverdale”) wygląda niemalże jak oni. Ma 36 lat, tyle samo, co przybyła tutaj aktorka. Dokładnie tyle miała też jego żona w chwili, gdy się poznali – 23 lata temu, a jakby wczoraj.

Widzimy szczęśliwą parę z dużą różnicą wieku. Ogromną, lecz przecież znamy większe, nawet i 60 lat. Czy to jest nasza sprawa, by się wtrącać? Przecież oboje są dorośli. Takie związki nazywa się „May December” – jedno jest bowiem w wiośnie życia, drugie w jego zimie.

Określenie to pochodzi od Chaucera, który w XIV wieku opisał w poemacie dziewczynę imieniem Maj, którą wydano za siwiejącego pana Stycznia, przez co ich pory roku nigdy się nie zgadzały. Grudzień pojawił się w miejsce stycznia, gdy wszedł do użytku kalendarz gregoriański i w ten sposób w anglosaskiej tradycji utrwalił się dźwięczny „May December”. Brzmi on w piosence „An Old Man Would Be Wooing” (Starego bierze na zaloty) z 1800 roku. Preferencje wyboru dużo młodszej osoby tłumaczy w taki sposób:
„Och, bardzo, bardzo długo od maja jest do grudnia. 
Dni stają się krótkie już od września. 
Gdy jesień każe liściom płonąć, nie ma co grać na zwłokę. 
Och, czas nagle kurczy się do kilku cennych dni. 
Wrzesień, październik, listopad – te kilka cennych dni spędzę z tobą. 
Te kilka cennych dni spędzę z tobą”.

Ponad 200 lat temu, w epoce aranżowanych małżeństw, dostrzegano niemożność dopasowania się partnerów wbrew naturalnemu cyklowi dojrzewania i starzenia się. Dlaczego jednak w epoce wolnego wyboru partnera czy partnerki miałoby to być tematem debaty? Ważny okazuje się początek związku – ten mit założycielski, który cementuje wszystkie pary. Prawdziwy czy nie, jest potrzebny, by opowiadać o stworzeniu świata, który przecież mógłby nie istnieć, gdyby ci dwoje się nie spotkali. Mitologizowany dla rodzin i przyjaciół istnieje też w wersji okrojonej dla dzieci i wnuków.

Na szczęście to film dla dorosłych (taki, który poważnie traktuje swego widza), dostajemy więc pełny obraz. Gracie (Julianne Moore), będąc w wieku 36 lat, mając męża i dzieci, uwiodła 13-letniego kolegę syna i przez długi czas utrzymywała z nim miłosną relację. Sprawa wyszła na jaw, gdy zostali nakryci na zapleczu sklepu zoologicznego, gdzie ona pracowała, a on był pomocnikiem. Ciężarna urodziła w więzieniu, po zakończeniu kary wzięli ślub, zostając rodziną, i odtąd przekonują wszystkich dokoła, a zwłaszcza siebie samych, że to prawdziwa miłość, a nie pedofilia.

Film „Obsesja” („May December”) przyjmuje styl telewizyjnego melodramatu z lat 70. i 80.

Natalie Portman w filmie May December / (Fot. Materiały prasowe)

To dlatego już od pierwszej sceny oglądamy wiele mówiące szczegóły: motyl kardynał fruwa nad kwiatem i składa jajo na liściu. Pośród sielskiej przyrody obiektyw dostrzega ludzi. Raj bujnej południowej roślinności w Savannah, w Georgii, zostaje udramatyzowany przez gwałtowne najazdy kamery, pełne patosu zatrzymania. Słychać potężną muzykę nie z tego świata. Została bowiem zaczerpnięta w całości z innego filmu – „Posłańca” (1971) Josepha Loseya, w którym 12-letni chłopiec zakochiwał się w dojrzałej kobiecie, pośrednicząc w jej sekretnym kontakcie z kochankiem. Monumentalna kompozycja Michela Legranda zainspirowała reżysera „Obsesji” Todda Haynesa do ilustracji scenariusza i była puszczana na planie. Dlatego jej podniosły nastrój i rosnące napięcie, sugerujące, że zaraz wydarzy się coś ważnego, przeniknęły do ekranowego świata, wpływając na charakter zdjęć i gry aktorskiej. Ci, którzy kochali serial „Family” (1976-1980) czy klimat „Dynastii” (1981-1989), będą delektować się tą retrostylizacją.

Zresztą to częsty zabieg w amerykańskich produkcjach ostatnich lat, które nawiązują do starego kina i telewizji perfekcyjnie, w sposób niemal nieodróżnialny od oryginału z epoki. Mistrzostwem wykazał się Alexander Payne w „Przesileniu zimowym” (2023), stylizując napisy początkowe, muzykę i zdjęcia do tego stopnia, że można wręcz się nabrać, że oglądamy świąteczny melodramat z lat 70. Gdy spojrzeć szerzej, retro pokrywa szronem przeszłości masę dobrych filmów, często też nakręconych na taśmie, co znacząco wpływa na tkankę obrazu. Przecież i Martin Scorsese w „Czasie krwawego księżyca”, Steven Spielberg w „Fabelmanach”, Paul Thomas Anderson w „Licorice Pizza” czy Ti West w horrorach: „X” i „Pearl” tworzą nowe-stare filmy, które jakby przetrwały w kapsule czasu, stworzone według dawnej dramaturgii, niedzisiejszej wrażliwości estetycznej. Dają przyjemność odkrycia zaginionej kiedyś taśmy. W kinie retro ważne są wyczucie detalu, wyrafinowany gust, umiejętność żonglowania konwencjami i puszczania oka przez ironię czy sarkazm. Zanika podział na wysokie i niskie kino, poważne i błahe tematy, artyzm i komercję. Retro rehabilituje nawet obrzeża kina, odwołując się do erudycji widza. Im więcej się widziało, tym większa będzie przyjemność z seansu, ale zostaje też warstwa zrozumiała dla nieprzygotowanego odbiorcy, który może za sprawą nowego filmu dopiero sięgnie po stare tytuły, które pomysł zainspirowały.

Julianne Moore gra rolę psychotycznej księżniczki zgoła heroicznie. Nie ustępuje jej Natalie Portman 

Julianne Moore i Charles Melton w filmie May December / (Fot. Materiały prasowe)

Kim jesteśmy, oglądając ten film, i co podsyca naszą ciekawość? Reżyser igra z naszym voyeuryzmem i zaprasza do wyobrażania sobie, co zaszło w sklepowym magazynie między 36-latką a 13-latkiem. Jak to mogło wyglądać? Na szczęście brak tu ekshibicjonizmu. W wielu filmach z motywem kręcenia innego tytułu nie oglądamy efektu tego drugiego, a tu dostajemy go w końcowej scenie, abyśmy poczuli zażenowanie, jaką taniochą są wyczekane „skandaliczne” obrazy. Groteskowa inscenizacja uświadamia, jakie koszty zostały poniesione dla miernego efektu artystycznego. A przecież aktorka była tak bardzo zaangażowana w research!

Najciekawsza w „Obsesji” – bo tak niestety brzmi drętwy przekład melodyjnego tytułu „May December” – jest dynamika trójkąta. Między aktorką a małżonkami, którzy są pierwowzorami postaci w filmie, tworzy się pole płynnej przewagi. Stopniowo odsłaniane wyobrażenia i tajemnice są jak przesuwające się światła i cienie, które wydobywają głębię z figury. W tej wspólnej, niezwykle zniuansowanej pracy tercet aktorski brzmi znakomicie. 

Najpierw uwaga skupia się na Gracie – skrajnie ukobieconej pani domu, całej w różu i falbankach. Jej torty kupują wszyscy w miejscowości, póki nie mają dość wyrzucania ich do śmieci i pozornego wsparcia, które przejadło się jak smak: niezmiennie ananasowy. Julianne Moore gra rolę psychotycznej księżniczki zgoła heroicznie. Robi z niej manipulantkę i ofiarę jednocześnie. Deklaruje, że 13-latek był bardziej doświadczony i miał więcej partnerek niż ona, kiedy się poznali. Wypiera się, jakoby sama była gwałcona w dzieciństwie. Chłodno tresuje małżonka, chcąc sprawować nad nim absolutną kontrolę, a zawstydza córkę pasywno-agresywnymi uwagami na temat grubości jej ramion. Cień współczucia wobec aresztowanej i wyklętej kobiety, która zakuta w kajdanki karmiła piersią na podłodze celi, zostaje zbalansowany łzawą fantazją, w jaką osuwa się sprawczyni okrucieństwa. „Kto dowodził?” – pyta nieustępliwie swojego męża, który zaczyna rozumieć, że wtedy nie był zdolny do podejmowania decyzji.

Joe, grany przez Charlesa Meltona, buduje w „Obsesji” („May December”) wielowymiarową postać mężczyzny-dziecka, który mimo swoich 36 lat nie osiągnął jeszcze dojrzałości

Natalie Portman i Charles Melton w filmie May December / (Fot. Materiały prasowe)

Joe zestarzał się, zanim dorósł. Być może to kwestia kulturowa, że dotąd nie mówił o swoich emocjach z tamtego czasu. Kiedy poznał Gracie, on i jego rodzina byli jedynymi Koreańczykami w okolicy (czy też raczej Amerykanami koreańskiego pochodzenia, jak sam prostuje), co sugeruje, że wychował się w swoistym wyobcowaniu. O tym, co się stało, nigdy nie rozmawiał ani z rodzicami, ani z kolegą, którego matkę ma teraz za żonę. 

Świetna scena ukazuje Joego leżącego na dachu z dorosłym synem, który proponuje ojcu, aby zapalił trawkę po raz pierwszy w życiu. Wejście na tereny dotąd zakazane dopiero się zaczyna dla tego człowieka. Bunt wisi w powietrzu. Sekretna relacja z koleżanką z facebookowej grupy wnosi do posłusznego żywota potencjał emancypacyjny. Pasją Joego jest hodowla motyli kardynałów, których populacja jest zagrożona, więc larwy i imago muszą być otoczone opieką i trzymane pod kloszem, zanim się wylęgną. Troskliwy hodowca zauważa, że jemu też wyrosły skrzydła.

Czy warto obejrzeć film „Obsesja” („May December”) z Julianne Moore i Natalie Portman?

Pomocą-przemocą służy Elizabeth. W dobrej wierze jest skrupulatna, protekcjonalna i wszystko testuje na sobie, sumiennie jak badaczka, pochodzi wszak z rodziny akademickiej. Relatywizm semiotyczny to pojęcie, które mimochodem rzuca w rozmowie i najwyraźniej uprawia w praktyce, uzurpując sobie prawo do nadużywania budżetu filmu oraz intymności bohaterów. Fascynujące, jak Natalie Portman stopniowo upodabnia się mimiką, sposobem mówienia i gestykulacji do postaci Julianne Moore. Oczywiście ta druga wykreowała manieryzmy: seplenienie, dzióbek czy znaczące spojrzenia, które ta pierwsza może naśladować. Ich duet, gdy wzajemnie się malują, różniąc się i stapiając w jedno, to pokaz mistrzowskich umiejętności wykonawczyń.

Przeglądanie się kobiet w sobie nawzajem oraz granie ich obu do kamery jak do lustra sprawia, że jesteśmy świadkami iluzji, jakby warsztat aktorski tworzył się na naszych oczach. Autotematyzm filmu obnaża ten rodzaj paraliżującego spojrzenia, jaki był wątkiem „Persony” (1966) Ingmara Bergmana, „Trzech kobiet” (1977) Roberta Altmana i „Absolwenta” (1967) Mike’a Nicholsa. Jeśli ten film ma trzech ojców, to byłyby właśnie te tytuły. Todd Haynes, zwany reżyserem kobiet, nakręcił właśnie swój najlepszy film od czasu „Carol” (2015) z Cate Blanchett. Niech fakt, że zdjęcia trwały tylko 23 dni, a scenariusz napisała debiutantka Samy Burch, spotęguje zachwyt tym dziełem. Lekkość podjęcia trudnego tematu zasługuje na uznanie.

Polska premiera najnowszego filmu Haynesa „Obsesja” („May December”) zaplanowana jest na 2 lutego 2024 roku.

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij